Od nich świętość bije jak łuna,
oni — wielcy, czyści, wspaniali,
pierś wypięta, noga jak struna,
w sercu czystym — krew czysta wali,
— a ja jezdem — „żydokomuna“...
Oni — honor noszą w swem godle,
oni — cnota, męstwo i sława,
oni — naprzód, równo, naodlew!
— lewa — prawa! lewa i prawa!
— a ja jezdem zdrajca i podlec.
Z nich nikt nie wie, co zysk i business,
nikt z nich nie wie, co to jest draństwo,
oni tylko — honor i blizny,
rubież, sztandar —- tak, moi państwo,
to ja jezdem zdrajca ojczyzny.
Bo ja szyb nie tłukę, jak oni,
bo nikomu w zęby nie dałem,
bo nie umiem ojczyzny bronić
pięścią, pałą, w ogóle — ciałem,
ja — rab Żydów i parszykonik.
Bo mnie fiume, proszę mi wierzyć,
czy był z arjów Adam lub Ewa,
bo mnie na tym nic nie zależy,
bo mnie mózgu krew nie zalewa,
bo ja jezdem bydlak i zwierzę.
Bo mnie mierzi zawsze na mieście
ludzkie stado ryczące w tłumie,
w manifestacyjnym proteście,
bo ja wyć ani ryczeć nie umiem,
bo ja inny, niż wy jezdeście.
Ani słabszych nigdy nie biłem,
ani wierzyć — w nic nie wierzyłem,
ani nigdy w stadzie nie żyłem,
a natomiast będę i byłem
rzadko frontem, przeważnie tyłem.
I gdy tyle serc się dziś zrywa,
mnie się wciąż na rzyganie zbierało,
gdy słyszałem: — Hoch! Heil! Evviva! —
mnie za dużo tego i mało,
bo ja jezdem owca parszywa.
Choć nietknięty przykrym obrzędem
z arjów jezdem i krew mam „czystą“,
choć nie byłem pod żadnym względem
bolszewikiem ni komunistą,
„żydokomuną“ jednak będę
z chęcią jawną i oczywistą
z poważaniem —
Tadzio Hollender —
Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 45.