Nie wiem, jak kiedyś czasy nasze
nazwie wnuk, prawnuk, prapotomek,
kiedy pług dotknie naszych czaszek,
przybranych w zardzewiałe szłomy.
Czy się zaduma, czy zdumieje
nad szczątkiem pochylony naszym,
by się zagłębić w nasze dzieje,
czy się zadziwi, czy przestraszy.
Lecz wiem – i wiedz ty, co nastaniesz,
że zawsze głupców było więcej –
a słowo – cichsze niż tupanie
butów od razu stu tysięcy.
I dziś, gdy w mej ojczyźnie całej
rozbrzmiewa huczek narodowy,
wiem, że już nieraz rację miały
łomami rozbijane głowy.
Jak wiem, gdy mija dzień i co dzień,
jak wiem, że przyjdzie dzień po nocy,
wiem, że tryumfu wrzask przechodzi
w skowyt rozpaczy i niemocy.
Dlatego sądzę, twój poprzednik
z epoki chamstwa, bzdur i stali,
że wzrastający ciężar bredni
swych twórców musi sam przywalić.
Wiem – każdy z nas jak na teatrze
śledził zwycięskie wrogów klęski,
dlatego i ja dzisiaj patrzę
przegrany – więc już dziś zwycięski.
Dlatego dziś już wiem i wierzę,
że kiedy «ich» czas wreszcie minie,
będą dla ciebie stadem zwierząt,
ale znać będziesz moje imię.
Bo po «nich» nie zostanie znaku,
prócz czaszek, które pług wyorze,
przeto nie pysznij się, szczeniaku,
żeśmy myśleli, niż ty, gorzej.
I gdy pochylisz się w zadumie
nad czaszką dziada troglodyty,
śmiej się, lecz umiej i zrozumieć
nielicznych, lecz niepospolitych.
Na globie uwolnionym z granic,
nim znów ci wolny dzień zagaśnie,
wiedz, żeśmy byli zwyciężani,
byś się mógł tak uśmiechać właśnie.
Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 12.