Ruszyło mnie sumienie:
Państwo, myślę, dla niego
Ja od jutra się zmienię,
Dosyć tego dobrego.
I nazajutrz od rana
Wszcząłem życia tryb nowy,
Więc: modlitwa poranna,
Potem okrzyk państwowy,
Chleb, kakao (na wodzie...)
A godzina to która?
Boże, ósma dochodzi.
— Ojcze, ojcze do biura!
Bo to miałem na względzie,
— Niech sam premier się dowie —
On nie może być wszędzie,
Więc pomogę rządowi.
I na miasto wychodzę,
(Sam nie jestem zajęty),
Na ulicy zaś, drodzy,
Męty i elemęty.
Więc przemowę wygłaszam:
„Dość miazmatówl Do pracy!
Ta ojczyzna, ta nasza“ —
Zapłakali rodacy.
„Nie pomoże płakanie,
— Wołam, — płakać to mało.
Tak podciągnąć, kochani.
By aż w krzyżach trzeszczało.
Wtedy kraj się odrodzi.
Ej, za mordę wziąć biedę!“.
Wtem policjant podchodzi:
— „A pan co tu za jeden?“
Patrzę — ludzi gromada.
— „Uczę krzepy i woli!“
A on na to powiada:
— „To pan ze mną pozwolił“
— — — — — — —
I sen minął. Boleśnie
Uderzyłem się w głowę...
— Czasem lepiej jest we śnie
Zacząć życie państwowe.
Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 22.