Paragrafy, punkty, resorty,
strony, skróty, pozycje,
na szkoły, sądy, paszporty,
na wojsko i na policję.

Rata dla Pierpont Morgana,
monopol, stempel, cło,
pożyczka zapałczana,
PKP, PKO.

Po śliskich kartach po cichu
szeleści szeregiem zer
bilans, rozchód i przychód
rządzących, liczących sfer.

Gruba, czerwona księga –
drobniutki, czarny druk.
Porządek, władza, potęga,
waluta, orzeł, Bóg.

Tysiące, miliony złotych,
tysiące, miliony cyfr –
dla zwykłej ludzkiej biedoty
niezrozumiały szyfr.

Nigdzie nie pisze: węgiel,
nie pisze: buty, chleb.
Zgrzyta czerwona księga
po życiu jak po szkle.

W wielkim gmachu przy ulicy Tej
skrobie piórkiem półślepy urzędnik.
(„…w tym miesiącu mogłoby być lżej,
gdyby jakoś to wszystko opędzić.

…Chociaż — żona znów zaszła na złość…
…i z komornym zalegam za kwartał…;
…szef powiedział, że ma mnie już dość…
…takie tępe są schody na czwartak…”)

Wąskie plecy pochylił nad stół,
Coś mu teczki z aktami przesłania…
Pisze dalej, przekrzywiony wpół,
w śmieszny, czarny znak zapytania.

Kiedy przyszli Kubie na Kępie
za podatki wziąć ostatnią krowę,
twarz jak pięść zaciśniętą zasępił,
nie odezwał się jednym słowem.

Tylko głupie, chłopskie dzieciska,
nieporadne jak wesz na kożuchu,
uczepiły się krowiego pyska,
nijakiego nie znając posłuchu.

Tylko baba jak głodna suka,
gdy już wzięli krasulę i znikli –
skowyczeniem nagłym wybuchła
i podniosła pięść jak wykrzyknik.

Pan starosta był właśnie na sumie,
gdy przed głównym, miejskim urzędem
bezrobotni stanęli tłumem,
policjanci stanęli rzędem.

Bezrobotni nie mieli pałek,
bezrobotni nie mieli pensji,
nie wołali: niech żyje [Marszałek],
tylko coś tam pletli bez sensu.

Pan starosta powrócił z kazania
o miłości bliźniego (jak siebie) –
kazał tłum policjantom rozganiać,
plac oczyścił [bagnetów] grzebień.

Tylko w śniegu zdeptanym zostały
kropki czarne i kropki czerwone,
które ktoś tam zapomniał postawić
w grubej księdze na każdej stronie.

***

Tylko ktoś, kto wyliczał deficyt
i wydatki konieczne, państwowe,
wpisał jeszcze w budżecie policji:
dwa miliony [na pałki gumowe].

Czytaj dalej: Mój dzionek - Julian Tuwim