Wyliczyli na Radzie Ministrów
(preliminarz, koniunktura, bilans),
że zabraknie milionów trzystu
i że nie ma czym rezerw zasilać.

Wyliczyli, uchwalili zgodnie
przetasować uposażenia –
gdzie obniżyć trzeba, gdzie podnieść
wyrównanie, stawki, scalenia.

Wojsko, kościół, policja, sądy –
kolej, szkoły, fundusze, renty
– obliczyli czysto, porządnie,
w cyfrach globalnie ujętych.

Potem każdy szef departamentu
dostał z góry wykaz, okólnik,
aby budżet o x procentów
„skomprymował” i podał ogólnie,

w jakim stopniu, na jakim wydziale
może z płacy, diet i zapomóg
zmienić rozchód. Podano dalej:
zwiększyć, zmniejszyć – i ile komu.

Szef tarł czoło i wąsy kręcił,
palił „sfinksy”, po biurze chodził –
pochylali się referenci,
stukały underwoody.

A w biurze wiał strach, a z biura
po warsztatach, zakładach, dyżurkach
nad głowami kołował ponuro
dym ze „sfinksa” z szefowego biurka.

A pierwszego co ósmy, co czwarty
brał przy kasie z rąk zgrabnej panny
obok pensji króciutką kartkę:
„…od dnia… (data) …zredukowany”.

A drugiego na Radzie Ministrów
wykaz PUPP lakonicznie obwieścił:
bezrobotnych tysięcy czterysta
powiększyło się znów: sto, dwieście…

A trzeciego tysiąc, dwa, cztery
– wsi nie licząc w czarnym bilansie,
szeleściły suche papiery,
że na więcej, wciąż więcej szans jest.

A czwartego Ministrów Rada
(koniunktura, bilans, preliminarz)
uchwaliła, że znów wypada
(brak pokrycia) redukować, obcinać.

Czytaj dalej: Mój dzionek - Julian Tuwim