Opowieść naiwna

Posadzka jest bezmyślna, kwadratowa i okrągła –
przewidział domokrążca sprzedający sprośne obrazki,
figi i egzotyczne z fantazji wspomnienia
dystyngowanym panom studentom na trzecim piętrze.
Skoro dywan czerwony, nie wolno było mu wejść
na parter, pod obraz z herbem i trofea łowieckie.
Pani miała migrenę, myślała, że coś jej ukradnie,
zresztą i tak nie umiał wróżyć sensacji z ręki.
Na drugim, chudym piętrze mieszkał, wstyd, samobójca.
Próbował od tygodnia umrzeć, ale nie umiał.
Otworzył drzwi, broszurę o teorii względności kupił,
zapomniał zażądać reszty i to jedno było dobre.
Dentysta na pierwszym piętrze miał dużo pacjentów.
Żałośnie się pośmiali z dowcipów, a potem weszli
wprawiać sobie sztuczne szczęki z czerwonego kauczuku.
Lekarz nie dawał żebrakom, pomylił się i jeszcze naklął.
W piwnicy wszystko zamknięte, nie było czarnego kota
przynoszącego – na opak – zielone, strudzone szczęście.
W pokracznych, małych okienkach zawsze za ciemno,
żeby zobaczyć wszystko, co potrzebne i niezwykłe.
Do suteryn nie chodził. Tam rodziły się dzieci
i było dużo krzyku na szczerbatym talerzu.
Drzwi powoli skrzypiały, stół miał cień jak cmentarz,
na pewno nikt nie kupi Ledy z łabędziem ni fig.
Najlepiej odpoczywać na niewidomym dachu.
Można pomyśleć, czy jutro będzie sobota.
Ciche plotki kominów nie przeszkadzają widzieć
wieży ciśnień wszystkich skondensowanych okien.
Co dzień są setki domów i różni ludzie.
Czasem patrzą z daleka przez dziewięć okularów
na taką nudną i długą, na poręczy schodów
znalezioną dawno, bezpłatnie powiedzianą prawdę.

Czytaj dalej: *** (Niech będzie pochwalony czołg!) – Stanisław Kowalczyk