pamięci Jana Artura Rimbauda
Których sen otuliły pachnące konwalie
nie w biel z amarantem, ale w biel i zieleń.
Podchorąży, kapitan i strzelec
poderwą się na turkot werblowy mitraliez.
Traktem prostym i równym runą w uderzenie
w ostatnim akcie dramy, kiedy akcja ścicha,
i strasząc nagą kiścią w zbutwiałych drelichach,
tragiczny finał w epilog zwycięski przemienią.
W niespodziewanym zrywie, w ostrym kontrataku
zardzewiałym bagnetem krzyk zuchwalców utną
na przedostatniej nucie, na ostatnim znaku,
co rósł już w imperatyw, w ponurą okrutność.
W huraganowym ogniu szrapneli maków
skrwawi im pierś Oksywie, Warszawa i Kutno.
czerwiec 1943