Podówczas — a było już po uporządkowaniu narzędzi —
Heble na stół, wióry do kąta, cyrkiel na ścianie, chłód na suficie —
Majster zaplanował budowę wielką i zimną,
Brzuch i genitalia okrył skórzanym fartuchem.
Z kuchni dobiegał smak rosołu i kłótnia;
Domowi byli w domu,
Godzina — na zegarze.
Podówczas — a było już po uporządkowaniu sławy —
Order na ancugu w szafie, wiele ukłonów po niedzielnej sumie —
Majster przybijał się gwoździem do stołka li tylko z nawyku,
Znużony diabeł leżał, ogrzewając mu pięty, i mruczał.
Z nieba święta Teresa wysypywała róże,
Wiatr chodził po kościach,
Myśli — po głowie.
I wtedy — podówczas —
Przyszła z dworu dziwka,
Wniosła piersi i w uszach odrobinę dżdżu.
Nic specjalnego.
Młoda.
Bardzo piękna.
Majster wstał,
Uderzył ją na odlew,
Biło ją po twarzy rzemieślnicze serce.