Zaraz, niech się chwilkę zastanowię...
Jest wiosna, prawda? Wieczór szafirowy z nowiem.
W dali spóźnione auto trąbi i rzęży.
Lampy są bardziej liliowe niż wąski księźyc...
Ziemia w dal płynie. Ogromna, kwitnąca kula.
Zakochani się na niej całują. Niebo się do niej przytula.
Pachnie gajami mimozy, śniegiem, stogami siana,
i tłumy ludzi przechodzą po jej okrągłych ścianach.
Lecz nie ma na niej dla mnie nikogo. Nic może być! A jednak!
Wśród rozszeptanej wiosennej nocy stoję samotnie ja jedna.
Toteż oddaję ją całą warn, obce panny i nieznani chłopcy,
tę ziemię, co mnie odtrąca, tę ziemię, co woli obcych.