Wielki ty jesteś, serc królu, poeto!
Co wstrząsasz myśli, uczucia i wolę,
I na btyskawic pełnem nosisz czole
Znamię gieniusza, który jest kometą
Na ciemnem wieków i narodów niebie...
Wielki ty jesteś, czczę ciebie!
Pieśń twa potężna, szeroka, natchniona,
Grzmi wpośród tłumów zdumionych milczenia,
I poi rosą ginących z pragnienia,
I chlebem jest dla miliona,
I jak krew wrząca przelewa się w żyły,
I nieśmiertelna jest, i bez mogiły.
Komu raz dłoń twa na czole położy
Ognistą pieczęć hańby, lub wielkości,
Stoi przez wieki całe wśród ludzkości,
Rozbudza zapał, unosi, lub trwoży.
Tyś król: gdy skiniesz berłem brylantowem,
Ziemia drży, ludy dzielą się twem słowem.
Piękności wiecznej jesteś poślubiony;
Tłum lekkich duchów służyć ci przylata;
Świat nowy stwarzasz wśród starego świata
Strącasz w przepaście, i rozdajesz trony...
I jesteś, jako pomnik twojej ziemi.
Który Bóg wykuł rękoma własnymi.
Lecz większy jesteś ty, o myślicielu,
Co głosisz prawdy odwiecznej ustawy,
I idziesz cichy, samotny, bez sławy,
Do nieznanego dla współczesnych celu,
I widzisz ruchy tajemnicze wieku...
Tyś większy! cześć ci, człowieku!
Słowo twe ciche drżeć sercom nie każe,
Ni łez wylewać, ni wzdychać z nałogu;
Lecz jest jak owe najświęsze ołtarze,
Przy których duch służy Bogu.
I jest jak jasne dyamentowe miecze,
Rozcinające w głąb' piersi człowiecze.
Cóż tobie tłumy? ich oklask i wrzawa,
Namiętnych wzruszeń wybuchy i szały?
Tryumf twój cichy bywa, jak te prawa,
Co niewidomie obejmują cały
Wszechświat bez walki, zemsty i miłości,
I są przyrody duszą i ludzkości.
Cóż tobie tłumy? czy, prawda poznana
Większą jest prawdą? czy, gdyby przed progiem
Białej świątyni nikt nie zgiął kolana,
Bóg przestałby się zwać Bogiem?
Czy nieskończoność, zaślubiając ducha,
Liczy kto patrzy na nią, kto jej słucha?
Zamknięty w ścianach swej cichej komnaty.
Samnasam z myślą, co światy obiega,
Uniesień swoich nie nosisz, jak szaty
Jaskrawej, co tłum podżega;
Ale dumania twe i łzy zachwytu
Noc tylko widzi oczyma z błękitu...
Lecz kiedy duch twój samotny, daleki
Od czczego tłumu, iskrę skrzesze z siebie,
Jaśniej, słoneczniej robi się na niebie,
I cichsze przychodzą wieki...
I ludzkość czuje, że jej coś przybyło,
I naprzód idzie z podwojoną siłą.
Królestwo twoje nie jest z tego świata;
Do twego szczęścia nie trzeba ci zgoła
Oklasków tłumu; a twoja zapłata,
To wieczna pogoda czoła.
Krwi, co ci z serca wytryska goręcej
Ty nie sprzedajesz, krzycząc: „kto da więcej?”
Ktokolwiek wstąpił bez łez i bez drżenia
Na beznamiętne, błękitne wyżyny,
Kędy się waży wieczny punkt ciążenia,
A nieodzowne i płodne przyczyny
W nieskończoności tkwią, jako kotwice,
Rzucone w przepaść, w zmrok i tajemnice;
Ten wie, jak można uczuć się spokojnym,
Czystym i cichym, i bliskim wieczności,
I zapatrzonym w światło, i dostojnym,
I przodującym ludzkości.
Któż z tych co kiedyś dosięgli tych szczytów,
Nie zna Keplera modlitw i zachwytów?
O! nieśmiertelny prawdy oblubieńcze?
Duchu, co niczem ziemskim, ni znikomem
Nie gasisz żądz swych, lecz wpatrzony w tęczę
Słonecznych światów, rośniesz ich ogromem,
I wzlatasz, ponad serc bicie i drżenie,
Tam, gdzie jest prawda, Bóg, ty i milczenie!
O Duchu! czyż się nie czujesz czemś świętszem,
Czemś innem, wyższem nad tłum, co się wzrusza?
Czyż ukochaniem światła najgorętszem
Nie potężnieje twa dusza?
Czyż nie jest większym umysł, co docieka
Prawdy, od wieszcza, niemal od człowieka?
Pieśni potęga tłum wrzący porywa
Do tych poziomów, gdzie pieśniarz przebywa,
I wieść go może od światła do cienia,
Od bohaterstwa aż do upodlenia.
Może palącym żarem swych pochodni
Obudzić zapał do cnoty, lub zbrodni.
Bo fałsz tak wielkim, jak prawda, być może;
A tłumy wszystko, co wielkie, porusza
I drżeć im każe... więc jeśli twa dusza,
Poeto, nie jest, jak naczynie boże,
W którem kosztowna perła jest zamkniętą;
Pieśń twa być może wielką a przeklętą!
Lecz myśl badacza jest, jak struna drżąca,
Rozpięta między przyrodą a duchem,
Którą bieg przyczyn i skutków potrąca
Wieczystym skrzydeł swych ruchem...
Jej droga pewną jest, jak słońca droga;
Co w niej istnieje, istnieje u Boga
Obcą jej walka namiętna, burzliwa,
Prawd względnych, duchów złamanych napoły;
Ona konieczną siłą, jak żywioły,
Wiąże swych wniosków ogniwa,
I urojoną nie płacze żałobą,
I rzeczywistość swą ma poza sobą.
Poeta, daje brylanty, i kwiaty;
Łzy, i uśmiechy rozrzuca ludzkości...
Ale myśliciel odkrywa jej światy
I nowe drogi przyszłości.
Z poetą serce nasze się sprzymierza,
Nasze zachwyty i nasze boleści;
Ale myśliciel nigdy nas nie pieści,
Lecz, jak konieczność uderza...
Poetów miały ludy już gasnące,
Co w lutnię tchnienie ostatnie przelały;
Lecz myślicieli rodzi nowe słońce
I pełne sił ideały.
Poeta wschodzi, jak kwiat, który sieje
Wiosenny ranek na łące, nad strugą...
Ale myśliciel jest krwawą dosługą
Narodu, co zna swe dzieje.
Módl się więc, smutny i stojący w cieniu,
W koronie blasków zgaszonych, narodzie!
Niechaj pieśń wielka poi cię w pragnieniu,
A myśl niech karmi cię w głodzie!