Biała Elektra płótno tka,
I piosnkę nuci z cicha,
To jej na krosnach błyśnie łza,
To cewka, zda się, wzdycha.
Piosnka jak ranny śpiewa ptak
Łza ciężką perłą pada,
A z łez i z pieśni dziwny szlak
Na płótnie się układa.
I przez lekuchnej przędzy tło,
Przez cienkich lnów osnowę,
Dziwne z pod cewki cienie mkną,
Żałosne a surowe.
Jeden za drugim idą wzdłuż,
Posępnych lic mąż w męża:
A każdy niesie czarny kruż,
Miast tarczy i oręża.
A każdy w piersiach ranę swą
Wskróś jasnej niesie zbroi,
I widać, jak ociekłe krwią,
Serce mu cicho stoi...
Pod Salaminą zwiedli bój,
I pod Messeną sławną,
Teraz na pogrzeb idą swój,
Tak długo już, tak dawno!
Pod Leuktrami kędyś tam,
Pod Mantyneą padli,
A teraz idą z śmierci bram,
Surowi i pobladli...
Pod Cheroneą zbił ich wróg,
U Termopilów legli,
A teraz idą z długich dróg,
Z wąwozów, z skalnych regli...
Dawno już dali krew i kość,
Lecz wszyscy dzisiaj śpieszą,
A każdy blady, cichy gość
Łączy się z smętną rzeszą...
A każdy idąc kwapi się,
W tę drogę swą pokutną,
I twarz surową, martwą tchnie
Na to przejrzyste płótno.
Wskróś izby cichy płynie śpiew,
A cewka warczy gniewnie,
Na białem czole ściągła brew
Schylonej drży królewnie.
I ciężej coraz pada łza,
Na wątek pod jej ręką,
I coraz smętniej echo łka,
Zbudzone jej piosenką.
Bo nie zasłona ślubna to,
Na piersi jej łabędzie,
Ale śmiertelne Grecyi żgło,
Lecz całun Grecyi będzie...
Bo za nią stoi Fatum złe
I mglistem okiem patrzy,
Jak coraz wolniej, wolniej mknie
Mar orszak coraz bladszy...
Aż gdy ostatni przejdzie mąż,
Z tych, co za Grecyę giną,
Przez wieki istnień wciąż a wciąż,
Pod sławy Salaminą, —
Wyciągnie Fatum mglistą dłoń,
I wątłą nitkę utnie,
I złoży Grecya martwą skroń
Na tem śmiertelnem płótnie.
Jak liść na wietrze cewka drży,
Królewna śpiewa blada,
Z spuszczonych oczu lecą łzy,
Jedna za drugą pada...