Ni z soli, ni z roli, lecz z tego, co boli,
Zasłynął Czarniecki w narodzie:
Na trudy wytrwały, wśród szczęścia wspaniały,
Odważny w chwil ciężkich przygodzie!
Choć w dworku drewnianym, pod dachem słomianym,
W bielonej komnacie się rodził,
Po bojów plon krwawy, do zwycięstw i sławy
Książętom i panom przewodził.
Jak w mrozach północy wziął pierwszy hart mocy
Wśród chwały zwycięskich zapasów;
Tak ufny i wierny, miłością pancerny,
Nie ugiął się w trwodze złych czasów.
A w służbie ojczyzny ni rany, ni blizny,
Ni postrzał nie boli go srogi,
Choć strugą krew płynie, on pyta jedynie,
Czy Polska złamała swe wrogi?
I kiedy kraj cały wśród krwawej nawały
Pod szwedzką się chyli przemocą,
On ducha nie traci: ukrzepia współbraci,
Aż łaska zstąpiła z pomocą.
Od Jasnej to Góry, jak słońce z za chmury,
Błysnęła nadzieja i wiara:
A męstwo i siła wraz z niemi wróciła,
Odwaga wróciła się stara.
I rycerz wytrwały w tryumfie już chwały
Zgromione rozpędza precz wrogi,
A kiedy w pogoni kord zadrżał mu w dłoni,
Toń morska nie wróci go z drogi.
Lecz ciężkie to czasy, i krwawe zapasy
Wzywają do domu rycerza,
A wiek go nie łamie, nie nuży się ramię,
I serce młodzieńczo uderza.
Wtem, kiedy zwycięski, przez trudy, przez klęski
Stawiszcza gród stary zdobywa,
Twarz blednieć zaczyna i widzi drużyna,
Że głowa pochyla się siwa.
Więc smutni go męże, złożywszy oręże,
Do chaty wieśniaczej unoszą;
A króla posłowie na słomy wezgłowie
Hetmańską buławę przynoszą.
Wśród śmierci już cienia błysk smutny spojrzenia
Z pod drżącej mu strzelił powieki;
Wtem zarżał koń wrony — bohater strudzony
Snem cichym zadrzemał na wieki.