Polki! kiedy przed waszem okiem załzawionem
Mordowano wam braci, krzyże znieważano,
Gdy straszny jęk rozpaczy wstrząsnął waszem łonem,
A po nocy męczeństwa krwawe wstało rano,
Wtedy Wy wszystkie w szatach sierocej żałoby
Wyciągnęłyście w niebo dłonie błagające,
I zaniosły na świeże męczenników groby.
Z wieńcem skrwawionych cierni, wasze łzy gorące!
Ale Polki! ofiara jeszcze nieskończona,
Krwią i łzami musimy dopełnić kielicha,
Tylko z nową boleścią niech nam wstąpi w łona
Wytrwałość, jak wasz pacierz, święta, chociaż cicha;
I póki dłoń przemocy pierś naszą przygniata,
Póki łańcuch niewoli karki wolnych krwawi,
Niech czarna suknia Polki świadczy wobec świata
O najstraszniejszym gwałcie zbrodniczych bezprawi.
I jak kir zabitego niech o zemstę woła,
Budząc nam razem w piersiach zemsty tej pragnienie,
A cień od niej paść musi aż na wrogów czoła
I wszystkich ludów śpiące przebudzić sumienie,
I Bóg w błękitach może ujrzy ją nareszcie.
Ujrzy ten smutny całun wiecznego wdowieństwa,
Wtedy niewiasto polska! wszystkie twe boleści,
Wtedy mu wydaj wszystkie łzy twego męczeństwa;
Powiedz jak ojców twoich brano na katusze,
Jak braci twych pędzono w Sybiru step dziki,
Jak zbydlęcano biedną ludu twego duszę,
Gasząc mu wszelkie świata Bożego promyki.
Ale we krwi ofiarnej jest jakaś moc święta,
Która namaszcza synów męczenniczych czoła:
Polko! nim Bóg pozwoli skruszyć nasze pęta,
I na Golgotę ześle jasnego anioła,
Ty bądź jak owa blada córa Izraela,
Co złotą kosę swoją stargawszy w żałobie,
Uwinęła w nią krwawe stopy Zbawiciela,
I wierząc w zmartwychwstanie, czuwała na grobie