Wszędzie mróz kożuch, w świat się udał...
Szedł przez pola po tych grudach -
nie przystawał w szybkim chodzie,
ryby, rybki zamknął w wodzie.
Minął stawy, groble minął -
zaśnieżoną szedł ścieżyną.
A miało się już ku nocy -
mróz do wioski skręcił, zboczył.
Pierwsza chata, druga chata -
można figlów kilka spłatać!
I mróz mroził, czego dotknął,
ponawieszał liści w oknach,
nade drzwiami szybko, migiem,
ponawieszał sopli-igieł,
a kundlowi, co strzegł chaty,
wąs przyczepił szronowaty!
A gdy rano drzemał w sionce,
przyłapało go tam słońce,
wytargało w mig za uszy.
A mróz: Hop-sa!... - w świat wyruszył.
Nic nie stracił na humorze,
tylko mroził - jeszcze gorzej!...