Pożegnanie

Ten wie­czór o sier­ści mięk­kiej gry­zie ostrzej niż pies.
Ci­cho nie­bie­ski dzwo­nek gwiaz­dy wy­szep­tał roz­sta­nie.
Przez la­gu­ny pta­ków umar­łych
spa­da­ją wą­skie cię­cia łez
ko­cha­nie.
Moje ko­nie nie mają c zło­tych pod­ków.
Od­cho­dzę śle­py o rdza­wym ko­stu­rze alej.
We mgle twój cień wy­ol­brzy­mio­ny ko­ły­sze dro­gę
wy­ja­wio­ny przez okno
i pali
jak osta­tecz­nej sal­wy - gwiazd błę­kit­ny ogień.
Trą­bi woź­ni­ca dy­li­żan­su,
po wy­dę­tych uli­cach sy­pią się kro­ki jak piach
(ach, te ko­nie bez pod­ków ka­le­czą nogi o bruk)
i dmie w la­bi­rynt ulic sa­mot­ność i wiatr i
(ach, te ko­nie bez pod­ków za­plą­ta­ne w py­taj­ni­ki dróg).
Tę dro­gę przez wiatr szep­ta­ną, przez wiatr za­łka­ną wy­wo­łać mu­sisz.
Tra­gicz­ną dro­gę ge­stów,
tra­gicz­ną dro­gę pie­śni, co spa­da jak ka­mień.
Świat za­padł na­gle i zgłę­biał,
jak­by ktoś gwiaz­dę z nie­ba wy­rwał i zdu­sił.

Czy­taj da­lej: Pisz do mnie listy – Krzysztof Kamil Baczyński