W noc zje­żo­ną kwia­ta­mi mar­twe­go po­wie­trza
nie na­słu­chuj, nie jadą ry­ce­rze
w zbro­jach bla­sku, w ka­skach na wie­trze
roz­wie­wa­ją­cych kity pło­mie­ni, a mie­cze
obro­nie sła­bych - tyl­ko w po­chwach rdza­wych
albo za­la­ne płasz­czy­zna­mi śnie­gu,
albo jak gwiaz­dy po­gu­bio­ne w bie­gu.
Wi­taj, a nie płacz mi. Ja za­wsze sen­ny,
w nocy skro­jo­ny na kształt owych daw­nych,
idę w po­cho­dach, w cie­niach jak sam ciem­nych
i ni­g­dy zna­le­zio­ny, ni­g­dy wia­rą sław­ny,
a tyl­ko ręce wspie­ram o ten słup z prze­strze­ni.
Gram. Je­stem ry­cerz - Boga za­my­śle­nie.
Ach, lądy jak pió­ro­pusz dymu ogień wzbi­ja.
Mi­jam mo­rza roz­le­głe jak błysz­czą­ce ryby.
Gwiaz­dy spa­da­ją w ci­szę. Psy przed do­mem wyją
i zło­te desz­cze iskier - jak żuki o szy­by.
I cze­góż ja do­sta­nę, cze­góż pra­gnę jesz­cze,
za­mar­z­ły w lo­dem mar­twą, nie­bie­ska­wą prze­strzeń?
A szu­ka­ją i zło­ta, i chle­ba, szu­ka­ją,
choć jak kre­ty ko­rze­ni, któ­re w słoń­cu ro­sną
kwia­ta­mi czy ru­da­wą o za­cho­dzie so­sną,
i za­wsze ko­piąc tak - nad zie­mię nie­do­sta­ją.
I pod­ko­pu­jąc tak - są złej pla­ne­ty ję­kiem
pod tym pu­ła­pem, co jest świa­tła dźwię­kiem.
Ja wie­rząc tak w umar­łych ży­wym ob­co­wa­nie
i po­zna­jąc - do krzyw­dy przy­kła­dam miecz rdza­wy,
któ­ry jest krzyw­dzie mi­łość - roz­po­zna­nie
i jest jak pod sto­pa­mi sza­ta­na - kłos tra­wy,
a choć znam pło­mień za­klęć jak pio­run wśród ci­szy,
nie za­wo­łam - w mórz szu­mie nikt go nie usły­szy.
I tak przez cia­ło cze­kam, choć ognia po­to­py
niby wojsk krwa­wych skrzy­dła cią­gną czar­nym stro­pem.
I je­stem. Czym ja je­stem? wie­rzą­cy przez ma­łość -
ry­cerz gór za­po­mnia­nych - w zmar­twych­wsta­łe cia­ło.

Czy­taj da­lej: Pisz do mnie listy – Krzysztof Kamil Baczyński