Grzech mój

Zgubiłem grzech, bezcenny klejnot z mych klejnotów,
Kiedym gonił rusałkę nagą między skały,
Rękoma rwąc jej w biegu pasma złotych splotów,
Usta własne zębami krwawiąc, oszalały.

Zgubiłem grzech. Na oczach mętne mam dziś szkliwo,
Nic nie słyszę i chodzę, jak człowiek w malignie;
Jak ślepe ptaki myśli moje lecą krzywo,
Snów nie mam, żadna moc mnie lotem nie podźwignie.

Rozesłałem w przepaście i urwiska gońce:
Oto mi jeden przyniósł tęczę z wód uśmiechu,
Diament przyniósł drugi, trzeci przyniósł słońce,
Wszyscy rozpacz, bo żaden nie odnalazł grzechu.

Łez nie ronię w straszliwym dnia mojego mroku,
Bowiem większa jest zguba, niźli moc żałoby.
Czekanie tylko lśni w mym rozszerzonym oku,
Cierpliwie czekam jakiejś śmiertelnej choroby.

Zgubiłem grzech, więc jestem jak najlichszy żebrak,
Życie mi nawet sakwę mą żebraczą skradło...
Zawiodę modły, pochlebstw mi dla Boga nie brak,
Świętym jeszcze być mogę, w święte wszedłszy stadło.

A przeto będę w mnichów faryzejskim tłumie
Hymny śpiewał, prześwięcie w modłach mych obłudny,
Albo niech mi anioła Pan w piór pośle szumie
I pomoże odnaleźć wśród skał grzech mój cudny.

Czytaj dalej: Pokój ludziom - Kornel Makuszyński