Z wolna szli Grecy pustynią bez końca,
Marznąc przy gwiazdach, padając od słońca.
I już zwątpili, czy kiedy powrócą
Tam, gdzie za nimi niewiasty się smucą.
Więc aby w gnuśnej nie marli rozpaczy,
Xenofont hufiec junaków wyznaczy:
Niechaj szukają, czy nie ma gdzie rzeki,
Czy nie bieleje jaki gród daleki?
Może przyjazny, a może go zdradną
Wezmą namową lub silą napadną...
Na wzgórzu stanął jeden z przedniej straży,
Ręką cienisty czyniąc dach dla twarzy.
Podbiegi i nim się opamiętać może,
Już dzidę w górę wzniósł i krzyknął: "morze!"
I okrzyk "morze!" rósł pomiędzy Greki.
Dziesięć tysięcy było ich wśród spieki,
Dziesięć tysięcy w krainie dalekiej.
A tam gdzie jarzmo dwóch gór się rozprzęga,
Stanął im w oczach pas u widnokręga,
Jak granatowa, mieniąca się wstęga.
Za sinym morzem jest kraj ulubiony,
Dokąd na łodziach skrzydlatych przybędą
I skąd ku falom tęskne patrzą żony,
Gdy niewolnice u ogniska przędą.