Jest i taka poeta,
poeta, ale nie ta,
nie z mięsa, tylko z waty;
zasłużyła na baty;
zamiast szeptać na uszko,
wolę w tyłek i różdżką.
(Jak mawiał doktor Kilka:
- Dla różdżki trzeba tyłka.)
Broń Boże, nie chcę szydzić!
tylko pragnę przebudzić;
im go wcześniej przebudzę
mniej go życie wyszydzi.
Bo to dziwna poeta,
niby ta, ale nie ta.
Że zbudzę... jest nadzieja,
a co złego, to nie ja.
Rano mgła. Poeta Nikodem
robi okłady z lodem:
męczy go epilepsja,
dyspepsja, apercepcja;
spokoju w sercu nie ma
poety Nikodema;
czy znajdzie pijąc kawę
wobec zjawisk postawę?
Bo ciągle nie ta nuta:
zjawiska tam - on tutaj.
I nie wie, że rzekł Goethe
(z którego Hitler drwi):
- Gebt ihr euch einmal für Poeten,
so kommandiert die Poesie.
Ale... nie ruszmy Goetha:
to praktyczny poeta.
Południe (siusiu... kaku...);
już Nikodem w "Zodiaku";
siedzi, giędzi w "Zodiaku",
robi siusiu i kaku;
pieprzy z miodem na uściech
o "freudyzmie", o Prouście...
jeszcze o kim? O... Wellsie...
(We łbie łupież się trzęsie.)
Jeszcze o czym? O pacyfizmie,
o "poziomie", autentyzmie,
szczeryzmie oraz o antynahu-
chodonozoryzmie.
Wieczór. Kawiarnia. Znamy:
nuda na kilogramy.
Lecz coś się w głowie głowi
poecie Nikodemowi...
... jakiś... poemat wielki
powiedzmy... w kształcie butelki,
względnie ä l`instar syf ona.
Wypingwiona Metafora.
Przeczytają... rozpatrzą...
zobaczą i zapłaczą.
A potem jeszcze kawę
i już prosto na Wawel.
Tymczasem - wszędzie figę!
anielski inteligent,
co liczy, że pod starość
będzie mógł w honor zaróść;
że mu odda majątek,
powiedzmy, doktor Piątek;
że mu kupią krawaty,
wyleczą reumatyzm;
laur nałożą... ze wstydem!
(niby że jak z Norwidem);
że mu długi popłacą...
tylko pytam się, za co?
na litość Boską, Szpanie Kolego,
za co?!!!