Cud w winiarni

Dwóch ki­prów z lon­dyń­skich do­ków
zna­la­zło w któ­rymś tam roku
za­po­mnia­ną becz­kę od wina
od­bi­li wie­ko i obaj
stru­chle­li; z becz­ki oso­ba
sze­ścio­skrzy­die­go Se­ra­fi­na!
Szedł Se­ra­fin po schod­kach
ja­ko­by lam­pa słod­ka
i pach­niał, lecz się zmniej­szał.
A bied­ni ki­per­ko­wie
skro­ba­li się po gło­wie,
że po­stać nie­tu­tej­sza.

Wła­śnie wiatr z bu­rzą wście­kłą
tar­gał Lon­dyn jak drzew­ko -
do­pust Boży wi­do­my;
król się scho­wał w kre­den­sie,
pod łóż­ka­mi się trzę­śli
go­li­bro­dy i astro­no­my.
Więc przez ten smut­ny Lon­dyn
wę­dru­je nasz Se­ra­fin,
bez­dom­ny, deszcz go po­lał.
Po­li­cjant huk­nie z mo­stu:
"Ktoś ty?" - A on po pro­stu.
"I am the Pole, jam Po­lak".
"To ślicz­nie, mój skrzy­dla­ty,
pro­szę do am­ba­sa­dy,
tam wszyst­ko dla Po­la­ka".
Do­bry an­giel­ski "gli­na"
ob­ja­śnił Se­ra­fi­na:
stro­na taka a taka.

W am­ba­sa­dzie anio­łek
Opła­kał cały sto­łek,
dru­czek, zna­czek i blo­czek.
Po­ży­czył ze zgry­zo­ty
340 zło­tych
i znik­nął jak ob­ło­czek.

Czy­taj da­lej: Pieśń o żołnierzach z Westerplatte – Konstanty Ildefons Gałczyński