Chwalmy dyrektorów

Roz­mno­ży­li się jak Żydzi...
Alef... Be­łah... Gu­dra­me­lah...
- Pan dy­rek­tor? - Jesz­cze nie ma.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

I zwą­cha­li się. Zmó­wi­li.
Siat­ką dru­ty po­łą­czy­li.
- Pan dy­rek­tor? - Wła­śnie wy­szedł.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Za stu­ty­sięcz­ny­mi drzwia­mi,
usta w kształt świń­skie­go ryja
(pań wie, kogo mam na my­śli!).
Chwal­my dy­rek­to­rów.

A gdy wej­dziesz, wciąż to samo.
Se­kre­tar­ka. Pa­pie­ro­sy.
- Pan do kogo? Pań na kie­dy?
Chwal­my dy­rek­to­rów.

W stu ty­sią­cach po­cze­kal­ni
sześć mi­lio­nów ślicz­nych woź­nych:
- Moje usza! Moje wa­nie!
Chwal­my dy­rek­to­rów.

A jak jeżę, pod ścia­na­mi,
na sto­łecz­kach, ci skur­cze­ni
to mę­żo­wie, to oj­co­wie.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Przyjść mi ka­zał o dzie­wią­tej,
ka­zał cze­kać do dwu­na­stej,
ka­zał cze­kać, żeby zła­mać.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

No i zła­mał. W próch­no zmie­nił.
A wstyd moż­na jeść jak rybę,
rybę dłu­gą, nie­skoń­czo­ną.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Rękę po­dał? Po­dał, po­dał.
I co mó­wił? Że wspa­nia­le.
Że po­trze­ba wła­śnie mło­dych.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Znam mia­stecz­ko uto­pij­ne,
wy­ma­rzo­ne re­fu­gium dla
stu ty­się­cy dy­rek­to­rów.
Chwal­my dy­rek­to­rów.

W tym mia­stecz­ku uto­pij­nym
fru­wa śnie­żek uto­pij­ny,
dniem i nocą uto­pij­nie -
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Więc gdy śnieg za­du­si mia­sto:
pla­ce, ryn­ki i uli­ce,
ze szko­dą ko­mu­ni­ka­cji -
Chwal­my dy­rek­to­rów.

Bo­wiem wresz­cie z woli Bo­żej
(by­le­by nie było go­rzej!)
śnieg sprzą­ta­ją dy­rek­to­rzy.
Chwal­my dy­rek­to­rów

Czy­taj da­lej: Pieśń o żołnierzach z Westerplatte – Konstanty Ildefons Gałczyński