Dunajec

Autorka:

1.

Pod moją chatą Dunajec biały
Dziwną pieśń śpiewa, bijąc ze skały.
Srebrne jej tony po żwirze pleszczą,
Mienią się w tęczę — jak w harfę wieszczą,

O siedmiu strunach wiązanych złotem.
Od brzegu fale biją z łoskotem,
A dalej płaczą — a dalej mgleją,
Aż w toń najgłębszą rozbłękitnieją.
I cicho... ciszej... wtóry pochwycą,
Patrząc się w niebo modrą źrenicą.

U mojej chaty Dunajec gada
Prastare skazki mego pradziada,
Jak jednolity szczyt ośnieżony
Burza rozdarła na Trzy Korony[1];
Jak na Gromadzkiej[2] sejmują starzy;
Jak na Krupiance[3] czart gospodarzy;
Jak Sucha góra[4] z jeziora wstaje
I słońcu białe czoło podaje;
Jak na Gęsiówce[5] w łabędzie puchy
Śniegów rok cały chronią się duchy
Zmarłych pacholąt góralskiej wioski;
Jak na Rozdzieli[6] kłótnie i troski
Szlachtowski sołtys[7] sądzi dostojnie;
Jak ponad Stosem kometa płonie,
Chodząc po niebie w ognia koronie,
I jak Cyganka, wróżąc o wojnie;
Jaką grań Księży[8] stułę z mgły bierze;

Jak się wiedźmami roją Czerteże;
Jak król poluje na Sokolicy;
Jak Zdżar[9] na pluski chodzi w przyłbicy;
Jak na Łysinach[9] niema z ziół czepca;
Jaka w Jarmucie puszcza zaklęta...
I któż tam zliczy — i kto spamięta
Te dziwne dziwy starego ślepca,
Które mi w duszę padały młodą,
A dziś z Dunajca pląsają wodą
Pod moją chatą rodzinną, nizką,
I szumem swoim, niby niechcący,
Udają złudnie głos cichy, drżący,
Co mi snuł bajki ponad kołyską.



2.

Lecz tam, gdzie w drobne zwija się krążki,
Niby przepaska z błękitnej wstążki,
Gdzie łuną wschodu krasi oblicze
W jakieś rumieńce nagłe, dziewicze,
Gdzie ciemnem okiem patrzy głęboko
W moje tęsknotą omglone oko,
Gdzie rąbkiem piany piersi zakrywa —
Tam mi Dunajec inną pieśń śpiewa.
Od niej się robi wokół błękitno,
Dzikie mchy od niej w szczelinach kwitną;
Na skrzydłach lecą w perły skroplone,
Żyzne źródełka, w skałach uśpione;
Od niej mi echo przynosi z dala
Huk spóźnionego w jarze górala,
Który stęskniony za swą jedyną,
Wiedzie rozhowor z kosodrzewiną.
Białe ramiona, ciche przyśpiewki,
Różowe usta mej czarnobrewki,

Jasne warkocze nad gładkiem czołem
W plusku Dunajca wirują kołem.

O falo szumna! o falo rwąca!
Tu mi na piersiach rozbijaj wełny...
Niech mi ochłodnie skroń pałająca,
Bom pragnień pełny — i tęsknot pełny...
Do mnie tu, do mnie, o falo pusta!
Przez mgły srebrzystej widna zasłonę,
Tu pocałunkiem ochłodź mi usta,
Tutaj mi szeptaj słówko pieszczone!...
Niema nikogo — ja, łódka cicha,
Pluszczące wiosło i wiatr, co wzdycha.
Niema nikogo! Już gwiazdy smętne
Roztlały, gdzie toń najgłębsza szklana.
Nikogo — słyszysz? O pójdź, namiętne
Rapsody swoje grać mi do rana!



3.

Lecimy!.... on mnie w swoje pochwycił ramiona
I runęliśmy w przepaść z skalistego proga...
A fala, żarem piersi mojej przenikniona,
Modrym słupem bryznęła, aż w niebo, do Boga,
Skrytego za sklepieniem swojem tajemniczem...
Za nią poleciał krzyk mój, pytaniem nabrzmiały,
I potrącił błękity ciche, jak te skały,
Które echa nie mają, i powrócił z niczem...

I runęliśmy w przepaść... Najskrytsze szczeliny
Rozdniały od strzał srebrnych, które puścił z sykiem
Dunajec przez granitów[10] zwalonych odłamy
I wszystkie przemówiły dziwacznym językiem


Jakiejś pełnej burz, wstrząśnień, przeddziejowej dramy,
I zaczęły się skarżyć cicho, jako starce,
Którym czci nie wyrządza wnucze pokolenie
I o którym niewdzięczne zapomniały syny...

Precz łódko! Precz ty wiosło! Niech w szalone harce
Pochwycą mnie tej fali stalowe pierścienie!
Jak delfin, w modrych toniach spławię grzbiet mój ślizgi,
Czołem rozbiję pianę skroploną na bryzgi,
I w powietrzu ustami zdmuchnę te opale!...
Ha, co tak wre? — Krew moja, czy Dunajca fale?...

Przylegam do wód piersią, jak strzała do łuku;
Ich pośpiechem zdyszany, ich tętnem kipiący,
Mieszam bezwiedny okrzyk do gromkiego huku,
Od którego brzeg skalny drży, jako reduta,
Ogniem podminowana i dymem zasuta.
Tajne prądy nurtują do dna potok rwący,
Jak pierś moją namiętne, tłumione porywy...
I wyciągam ramiona, jak jeździec tej fali,
I naglę ją do biegu i chwytam się grzywy
Srebrnej mego rumaka i pędzimy dalej...
O! dalej!... Chciałbym uciec od brzegów tych ciasnych
I lecieć tam, gdzie księżyc wschodzi zadumany,
I o rąbki tych chmurek, od gwiazd łuny jasnych,
Oprzeć skrzydła — i spocząć, jak orzeł ścigany!

Czytaj dalej: Ojczyzna moja - Maria Konopnicka