Z dziejów pieśni

Autorka:

I.
Uro­dzo­na z uśmie­chów i łez mło­dej mat­ki,
Drżą­ca, z ser­ca jej wscho­dzisz nad ko­ły­ską oto,
Jak z ser­ca zie­mi wscho­dzą nie­po­sia­ne kwiat­ki,
Piosn­ko, piesz­czo­to!
Le­cisz na bia­łych skrzy­dłach, jak anio­ły stró­że...
Imię two­je „naj­mil­sza”, a dźwięk twój opa­da
Tar­czą, po­mię­dzy dzie­cię a ży­cio­wą bu­rzę,
Co dy­sze bla­da.

Mło­dość z pier­si cię swo­jej ci­ska, jako strza­ły,
To­bie na imię „sła­wa”, „mi­łość”, „ide­ały”.
Roz­pa­lasz gro­my w du­chach i w głę­bie za­du­my
Uno­sisz tłu­my.
Tyś orzeł, co się gnieź­dzi na my­śli wy­ży­nie...
Tyś sło­wo, co się cia­łem sta­je w wiel­kim czy­nie...
Wstrzą­sasz pur­pu­rą kró­lów i nę­dzy sier­mię­gą,
Pie­śni, po­tę­go!

Ty wresz­cie ci­cha sta­jesz nad świe­żą mo­gi­łą,
Po­chwy­co­na, jak pta­szę, praw wie­czy­stych siłą,
Łez peł­na, do Hio­bo­wych ża­lów stro­isz lirę,
Szep­cząc „dies irae!”...
I w od­mian wszech­ist­nie­nia unie­sio­na wi­chrze,
Ta­jesz, jako śnieg, w tony cich­sze co­raz, cich­sze,
Aż uj­dziesz, jako stru­mień, w oce­anu wody,
W pie­śnię przy­ro­dy!

II.
Wi­dzia­łem pie­śni, jak wio­sen­ne kwia­ty,
Won­ne i lek­kie, jak mo­tyl skrzy­dla­ty,
Ja­sne, jak błę­kit ma­jo­we­go nie­ba.
Śpie­wa­ły mi­łość, jak tru­ba­dur bla­dy,
I dziw­ne, strasz­ne, pra­wi­ły bal­la­dy,
Ze aż się że­gnać z prze­ra­że­nia trze­ba...
A gdy Czas przy­szedł i z ran­ną je rosą,
Jak ni­kły po­traw na łą­kach, ściął kosą,
Roz­wia­ły za­pach, lecz nie dały chle­ba.

Wi­dzia­łam pie­śni, co jak płacz­ki bia­łe,
Sta­ły na gro­bach, za­mknąw­szy ich chwa­łę
W pierś prze­zro­czy­stą, ła­miąc z żalu ręce...
A gdzie wiek zga­sły roz­wiał swo­je szcząt­ki,
Jak Ruth schy­lo­ne, zgar­nia­ły pa­miąt­ki
Kło­sów, mi­ja­nych przez śpie­szą­ce żeń­ce...
A gdy Czas przy­szedł i otwie­rał gro­by,
Rzekł: „jak­że wie­le próż­nej tu ża­ło­by!
I jak­że ze­schłe są te wa­sze wień­ce!”

Wi­dzia­łam pie­śni, co, jak nie­wol­ni­ce,
Szły za ry­dwa­nem wie­ku, stro­jąc lice
W uśmiech, po­nęt­ny dla oka Ce­za­ra...
Le­cą­ce chwi­le tchem swym je ży­wi­ły,
Z bie­żą­cych zdro­jów czer­pa­ły swe siły,
I nie­raz pu­stą by­wa­ła ich cza­ra...
A gdy Czas przy­szedł i roz­dzie­lał sła­wę,
Rzekł: „wy, za­klę­te w przy­droż­ną ku­rza­wę,
Po pierw­szej bu­rzy znik­nij­cie, jak mara”.

Wi­dzia­łam pie­śni, co, jak che­rub z mie­czem,
Sta­nę­ły w ogniach przed ser­cem czło­wie­czem,
Pa­ląc mu pier­si za­wi­ści po­ża­rem...
Jak sza­tę dzia­ną, tak one świat boży
Dzie­li­ły, ostrzem prze­kleń­stwa i noży,
Czar­ną nie­na­wiść ma­jąc swym sztan­da­rem...
A gdy Czas przy­szedł i uczy­nił sądy,
Zpo­mię­dzy lu­dzi pie­śni te, jak trą­dy,
Precz wy­rzu­co­no, wraz z bez­pra­wiem sta­rem.

Wi­dzia­łam pie­śni, co z li­cem spło­nio­nem
Sta­nę­ły ci­che nad wła­snym za­go­nem,
Wio­sce swej nu­cąc, jak sza­re pta­szy­ny...
Zwi­nię­tych skrzy­deł nie wa­żąc do lotu,
Za­gro­dy swo­jej trzy­ma­ły się pło­tu,
Czar­ne­go chle­ba je­dząc okru­szy­ny...
A gdy Czas przy­szedł, by wy­mie­rzyć pła­cę,
One za ci­chą drob­nych ce­lów pra­cę
Wzię­ły — fu­jar­kę wio­sko­wą z wierz­bi­ny.

Wi­dzia­łam pie­śni, co jak ob­łok bia­ły,
W dzień przed ludz­ko­ścią idą­cą le­cia­ły,
A w nocy słu­pem go­rza­ły pło­mie­ni;
Co, wziąw­szy w pier­si wszech­wie­ków tę­sk­no­tę,
Stru­ny z niej so­bie uczy­ni­ły zło­te
I szły, mi­ło­ścią wal­cząc, w pań­stwo cie­ni...
A gdy Czas przy­szedł, rzekł: „bło­go­sła­wio­na
Pieśń, co za­sie­wa przy­szło­ści na­sio­na!
Wy, co słu­cha­cie jej, bło­go­sła­wie­ni!”...

Czy­taj da­lej: Ojczyzna moja – Maria Konopnicka