Jest mglista pusta wyspa
daleko tam śród morza;
szkarłatnie ją oblewa
wstająca ranna zorza.
Szkarłatnie ją oblewa
zachodu ciche słońce -
wszystko jest ira niej mgliste
i wszystko jest tęskniące.
Śpiewają tam po lasach
cudowne drozdy skalne,
i woda cicho pluszcze
"Ave" sakramentalne.
Pozdrawia jakiemś dziwnem
śmiertelnem pozdrowieniem - -
i wszystko na tej wyspie
jest śmierci zamyśleniem.
Król pustej mglistej wyspy
nad szczęścia skarb i chwały
miłował perły swoje -
naszyjnik miał ich cały.
Lecz dziwną klątwą jedna
konała z nich po drugiej
i zamarł w rękach króla
naszyjnik pereł długi.
Została mu ostatnia
najbielsza z pereł świata -
w tę, w wieży swej zamknięty,
król patrzą} długie lata.
Lecz gdy i ta konała,
zgiął czoło swe rozumne,
swe mądre przymknął oczy
i kazat robić trumnę.
*
Śpiewają drozdy skalne
swą cudną pieśń o zmroczy:
król siadt na brzegu morza
i posłał w przestrzeń oczy.
Po morzu płynie stado
łabędzi z wód przestworza;
powoli, cicho płyną,
jak białe kwiaty morza.
I coraz ciszej fale
swe hymny szumią mszalne
i coraz to cudowniej
śpiewają drozdy skalne.
I król swe czyste ręce
O morską oparł skałę - -
"Ten biały sznur łabędzi
to moje perły białe..."
*
I płyną w mrok, w bezkresy
łabędzie białe stadem,
a król za niemi patrzy,
ze sercem patrzy bladem.
Skarb cały zginął w morzu!
I na urągowisko
niechwytne, niepowrotnc
przesuwa się zjawisko...
O królu! To są twoich
umarłych pereł dusze!...
O królu! Morze szumi,
zrywa się w zawierusze!
O królu! Morze szumi,
zrywu się w zawierusze - -
to biały anioł śmierci
przelata przez twą dusze...
*
O królu! Nigdy, nigdy,
nigdy już za żywota
przed tobą twoich pereł
łańcuch nie zamigota!
O królu! Nigdy, nigdy,
nigdy już nie ożyje
ostatnia perła twoja,
którą dziś morze kryje!
O królu! Nie odwracaj
za się smutnego czoła!
Bo sio umarłych rzeczy
tęsknota nic dowoła!
O królu! Mrok śmiertelny
twą mądrą skroń owija,
a twe powieki zamknie
tęsknota, co zabija!
Na pustej mglistej wyspie
jest posąg tam kamienny,
jest Sfinks z granitu kuty,
pól lew, pół orzeł senny.
Z bark lwich łeb orli rośnie
i skrzydła dwa ułożone;
rozumne oczy Sfinksa
w morza się patrzą stronę.
I sen ma jakiś boski,
wyższy niż sen człowieczy - -
w głębokich jego oczach
nadludzkie mgłą sic rzeczy.
I morski wiatr, co bije
w kształt posągowy skały,
pieśń taką z niej dobywa,
jak gdyby chmury grały.
*
Lubię pod tym posągiem
zmarłego siedzieć króla -
widzenie pełne mroku
źrenice me otula.
W oczach mych brzegi wyspy
od słońca się szkarlatnią - -
widzę labędzie-perły
i perłę znam ostatnią.
Czuję nad sobą wieczne,
lite milczenie głazu
i serce, co uderza
w posągu raz po razu -
i widzę sen nadludzki
w mgłach, co się morzem wleką -
i słyszę pieśń posągu
od ziemi tak daleko...