Legenda o Janosikowej śmierci

Hej, w stołecznym mieście Mikułaszu.
Wśród prastarych wiekuistych borów.
pod Dziumbirem, pod górą wysoką:
na ratuszu radzą ziemscy pani,
pani ziemscy liptowscy i spiscy
i orawscy hrabiowie bogaci.

Hej, nad czymże oni radzą, Boże?
Na śmierć radzą, na śmierć Janosika.
Janosika, dobrego zbójnika,
zbójeckiego hetmana, mój Boże,
co jest ludu słowackiego zdrowie,
możnych łupi, a ubogim dawa,
woły nędznym kupuje wieśniakom,
Sukno mierzy od buka do buka.
a nikogo nigdy nie zabije.

Pod Dziumbirem w puszczy jodła rosła,
nad wszystkie się śmigłym czołem niosła.
ze szklanego piła wodę źródła.
Mówiły jej jodły dookoła:
Co tak kwitniesz ponad nasze czoła?
coś się w górę ponad nas wyniosła?
A na to im odszumiała jodła:
Niedługo mnie wodę pić ze źródła.
nie będę ja długo nad was kwietną..

Widzieli mnie liptowscy - panowie,
wybrali mnie liptowscy mistrzowie.

Żupanowie siedli na stolicę.

Siekierami-ci mnie drwale zetną,
ukrzesają ze mnie szubienicę.


--------------------------------------------------------------------------------

Szumnie radzą liptowscy panowie
w Mikulaszu, w mieście, na stolicy
śród prastarych, wiekuistych borów,
jakoby im dostać Janosika,
Janosika, dobrego zbójnika,
co jest ludu słowackiego zdrowie.

Radzą pani, rozmaicie radzą:
jedni z chłopów chcą zrobić obławę,
ku straszliwej zbójnikowi hańbie
chcą go chwycić rodnymi rękoma;
drudzy króla chcą prosić o wojsko
(króla w Budzie, cesarza we Wiedniu),
wojskiem całe obwarować Tatry,
jako murem zamek na Trenczynie.
Mocny Boże! Miły mocny Boże!

Aż się z stolca, z dębowego krzesła,
porwie żupan swatojański dumny.
w czarną brodę wbije palce krzywe
i zatarga nią jak grzywą końską.
"Próżne mowy, cześciwi panowie! -
krzyknie gromko. - Wszystko to już nieraz
próbowano, ale wżdy na darmo!
Szli spędzeni z dziedzin chłopi, wojsko
i hajducy - lecz zawsze na darmo!
Pierwej chwycić niedźwiedzia za kudły,
z podkrzywiańskich wywlec ciemnych lasów,
niźli w ręce dostać Janosika.

Chłopi idą, ale jąć go nie chcą,
wojsku znika sprzed oczu jak mara,
hajduk się go lęka jak upiora.
Siedem lat ssał on nie darmo pierś matki!
Powiadają, kiedy smreka chwyci:
dziewka lnu tak lekko nie wytarga,
jak on smreka wydrze z czarnej ziemi.
Powiadają, kiedy zatnie w skałę,
na dwie piędzi ciupaga się wcina;
kiedy krzyknie, wodę w stawach mąci,
jakby na nią spadło stado gęsi!

Przytem mówią ludzie - tu się żupan,
swatojański żupan czarnobrody,
krzyżem świętym przeżegnał pobożnie -
mówią ludzie, stoi w zmowie ze Złym,
Próżno strzelać doń: kula się skiełźnie,
szabla po nim spłynie bez obrazy.
a zaś jego topór nie wiedziony
ludzką ręką: rąbie sam, jak żywy,
co mu każe ludzi, drzewo, kamień.

Ma też - ludzie powiadają - władzę
zniknąć w oczach, jak cień, bez widoku.
Tak się straci, jak mgła na świtaniu.
Nie dostać nam siłą Janosika,
jak nie pętać dziumbirskie niedźwiedzie.

Ale myślę - swatojański żupan
mówił, czarną chyląc na pierś brodę -
aby wszem w krąg ogłosić wokoło,
że kto zdradą pojmie Janosika
albo w nasze go przywiedzie ręce,
albo życia pozbawi samoręcz:
tysiąc jasnych dostanie dukatów.
To uchwalą jednogłośnie pani,
pani spiscy i pani liptowscy.

i hrabiowie orawscy bogaci,
i wieść pójdzie od miasta do miasta,
od dziedziny pójdzie do dziedziny,
pójdzie głośna, pójdzie haniebliwa:
że kto by go do rąk pańskich zdradził,
Janosika, dobrego zbójnika,
a Pomoże wziąć mu młode zdrowie:
tysiąc jasnych dostanie dukatów.

Swatojański tak żupan doradził.
Szumnie radzą węgierscy - panowie.

Hej! Janosik pod Krzywaniem hula,
najpiękniejszym się światem ze światów
cieszy - dziewkę ku sobie przytula.

Najpiękniejszy z podkrzywiańskich kwiatów.

Hej! Janosik pod Krzywaniem tańczy,
pod Krzywaniem, najpiękniejszą górą
ziemi - dziewkę u ramienia niańczy.

Hej! Janosik po izbie się nosi,
młodą chwałą, jako król purpurą,
strojny - dziewki o coś okiem prosi.

Janosiku! zbójecki hetmanie!
miłe sercu twemu miłowanie!...

Nad Krzywaniem był dzisiaj wschód krwawy.

Hej! Janosik o co dziewki pyta,
tańcujący we zbroi od złota
jasnej - widno, bo dziewka zakwita.

Hej! Janosik mocno dziewkę ściska
pod Krzywaniem, w najpiękniejszej stronie
ziemi - krew jej na licu połyska.

Hej! Janosik co od niej dostanie,
Tylko spadnie na ziemię ciemnota,
na zielonym, na pachnącym sianie...

Hej! jak lico młodej dziewki płonie!...

Nad Krzywaniem był dzisiaj wschód krwawy.

Janosiku! zbójecki hetmanie!
miłe sercu twemu miłowanie!...

Janosiku! zbójecki hetmanie!
po dziedzinach idzie głos o tobie,
tak idzie, że miłujesz obie:
i tę Martę młodą od Orawy,
i tę Hankę Bunkoszkę z Kokawy - -
Janosiku! dziewcząt miłowanie!

Ojciec Marty wyprawił zabawę
pod Krzywaniem, najpiękniejszą skałą -
sprosił na nią Janosika-Sławę.

Sprosił na nią szumiących gości masę,
wyniósł wina z piwnicy niemało,
sprosił na nie Janosika-Krasę.

Złote wino nalewał w puchary,
od radości lał po ziemi wino,
że Janosik mu tańczy z dziewczyną.

Nad Krzywaniem był dzisiaj wschód krwawy.

Poza ścianą, poza czarnym węgłem,
od bladości podobna do mary,
stoi Hanka z sercem w piersiach stęgłem.

Stoi Hanka z sercem w piersiach spiekłym,
stoi Hanka z sercem z bólu wściekłym.

Białe zęby błyskają jej w wardze,
jak w paszczęce u wściekłej wilczycy,
w strzępy chustę nad piersiami tardze.

W strzępy chustę rwie, oczyma żarzy,
jak płomieniem nocnej błyskawicy,
ręce trzyma splecione u twarzy.

Hej! Żupani siedli na stolicy,
szable brusem ostrzygli huzarzy...

Nad Krzywaniem był dzisiaj wschód krwawy.

Hej! Krzywaniu! Krzywaniu! Krzywaniu!
Hej! Wy góry, wy bory szumiące!
Wy umiałybyście śpiewające
o zbójeckim powiedzieć kochaniu!

Jako lasem we świetle chadzali,
jako koło nich błyskiwało słońce,
jako w gęstwie śródleśnej śpiewali...

Jak maliny jasnobarwne jedli,
jako usta stulali gorące,
z wysokiej się zwoływali jedli...

Jak im płynął głos w świat na hukaniu...

Hej! Krzywaniu! Krzywaniu! Krzywaniu!...

Opowiedzcie wy, góry - i skały,
jako ogień kładli w czarnym borze.
jako słali koło ognia łoże,
jak im serca w młodych piersiach drgały...

Jak legali na miękkiej pościeli,
uplecionej z gałązek i ziela;
jak do rana spleceni leżeli...

Jak wstawali z żywicznej pościeli,
patrząc, że się świat ranem zabiela,
do potoku bieżeli, do chraści,
lico w wody zanurzyć huczące.

Jako rano, zanim wyszło słońce,
mgły zrywały - się w pęd znad przepaści...

Opowiedzcie wy, lasy, potoki,
jakie mieli w dolinach świtanie,
jak płynęły nad nimi obłoki
zda się płukać stopy Marii Panny;
jako wicher powstawał poranny
i z mgły siwej wydobywał granie,
za graniami niebo słał błękitne.

Jako capy gwizdały podszczytne,
w fijołkowych potracone skałach,
za różowe turnie poskrywane...

Jako wody robiły się szklane,
a im dreszcze płynęły po ciałach.

Hej! Wy góry, wy lasy szumiące!
Wy umiałybyście śpiewające
o zbójeckim powiedzieć kochaniu!

Hej! Krzywaniu! Krzywaniu! Krzywaniu!...

Do stolicy blada Hanka wpada,
do rady się żupanów melduje.

Cóż za dziewka przybieżała blada?
Cóż za dziewka piersiami dysząca?

Oczy u niej świecą jak dwa słońca,
dwie kwitnące jej piersi leluje - -

cóż za dziewka przybieżała blada,
co się z oczu ogniami wpatruje?..

- Żupanowie! przejaśni panowie,
co chodzicie z pychą po Liptowie
u dolmana ze złotą pętlicą,
za plecami z czarną szubienicą!

Żupanowie, przejaśni panowie,
co kroczycie z pychą po Liptowie
z brylantową kitą u kołpaków,
z buzdyganem kutym u czapraków!

Żupanowie, przejaśni panowie,
co stąpacie z pychą po Liptowie
u kolana ze złotym bułatem,
za plecami z purpurowym katem!

Żupanowie, przejaśni panowie,
przychodzę wam przedać Janosika,
Janosika, dobrego zbójnika,
co się nad was jak orzeł kołysze!

Próżnoście go siłą próbowali
jak dziumbirskie niedźwiedzie brać w pęta.
Pod zaklętą stoi mocą czarów.
Kula odeń odskoczy odklęta,
szabla nad nim łuk jasny napisze.
Jego topór z czarowanej stali
sam wyrąbie regiment huzarów.
drzwi ośmioro jak piorun przeleci.
Drugi zrąbią jego towarzysze,
z którymi się pod Krzywaniem skrzyka.
(z Huciankami się bawią przy czasie.)
sam Janosik pułk pogromi trzeci
mocą, którą zaklętą ma w pasie.
Nie dostać wam siłą Janosika,
jak nie spętać niedźwiedzia w parowie...

Z dziwem patrzą liptowscy panowie,
sam pan żupan powstał ze stolicy:
po izbie się toczy złota rzeka,
tysiąc jasnych toczy się dukatów
po podłodze w sądowej świetlicy.

Cóż za dziewka przybieżała blada,
co na zgubę Janosika szczeka?
co mu zgubę śmiertelną gotuje?

Cóż za dziewka, której darmo zdrada,
z białą twarzą podkrzywańskich kwiatów,
co się w sądzie do rady melduje?

Cóż za dziewka przybieżała blada,
o dwóch piersiach jak wiosenne kwiaty,
dwojgiem piersi jak wicher dysząca?

Cóż za dziewka, co ciska dukaty
i jak płomień straż bramną roztrąca?


Hej! żałosna wieści po Liptowie,
żałośliwa i nieopłakana!

Pojmano orła na Liptowie,
pojmano zbójników hetmana...

Pojmano w pęta Janosika,
Janosika, dobrego zbójnika,
co był ludu słowackiego zdrowie...

Hej! żałosna wieści po dolinie,
żałośliwa i nieopłakana:
pojmano przy bladej dziewczynie
pod Krzywaniem zbójników hetmana.

W drzwi dziewiąte ciupaga się wcięła,
za drzwi dziewięć od Hanki zamknięta:
w drzwiach dziewiątych bez mocy stanęła.
Towarzysze z Huciankami społem
tańcowali precz daleko kołem.

Pas przecięła Hanka krzywym nożem.

Hej! Krzywaniu nad obłoków morzem!...

Spod Dziumbiru z puszczy sponad źródła
najwyżniejszą wieźli jodłę drwale...
W żyłach ludziom krew gorąca chłódła,
w siwym Wagu dębiły się fale;

szumiał Liptów łzami popod góry,
jakby po nim Wag się przelał wtóry,
jakby spod gór zbiegły siklawice...

Postawili drwale szubienicę.
W gotowości kaci mieli sznury.

A cóżeś ty, Krzywaniu wysoki,
zaniewidział, oślepł nad doliną,
żebyś ty dał na konopne troki
Janosika wiązać między konie?

I cóżeś ty, Krzywaniu, oślepnął,
zaniewidział mgłą tumanu siną,
żebyś ty dał zbójników hetmana
po rodzonym wlec w pętach zagonie?
A cóżeś ty od mrozu zakrzepnął?...

Hej! żałosna wieści po Liptowie.
żałośliwa i nieopłakana:
pojmali orla Żupanowie,
cała na nim koszulka stargana.

Całe na nim stargane odzienie,
haftowane jedwabiem i złotem
(samaś, sama, Hanka haftowała!) -
wleką ci go przez wody, kamienie,
obryzgują piękną odzież błotem,
sznur się wgryza do młodego ciała,
drogie dziewkom ciało gryzą pęta...

Cała na nim koszula pocięta,
całe na nim stargane odzienie,
haftowane jedwabiem i złotem
(samaś, sama, Hanka haftowała!) -
wleką ci go przez wody, kamienie,
jasne lico obryzgują błotem,
do ślicznego sznur się wgryza ciała...

Posłał pismo Janosik do króla.
do Budzyna, gdzie jest brama złota,
w jasną rówień, nad Dunaj głęboki;
Królu! nie daj mi odjąć żywota,
ja ci stanę za pułk wojska twego,
a za drugi mój topór obstoi,
a za trzeci towarzysze moi.
Podpisał się po chrzestnym imieniu.
Pismo posłał do króla samego,
w jasną rówień, na kastel wysoki,
czekał stamtąd wysłańców w więzieniu.

Hej! jęczały góry i wąwozy - -
nie czekali wysłańca żupani,
wywiedli go spiętego w powrozy,
popod czarną wiedli szubienicę.

Nie zbielało Janosika lice.

Hej żupani! wy przejaśni pani! -
mówi do nich Janosik w powrozie -
Dajcie mi się jeszcze raz ucieszyć,
niech mi zagra muzykant na kozie;
niechajcie mi mej śmierci przyśpieszyć,
nim se jeszcze raz użyję tańca!
niech se jeszcze by raz pójdę w koło!

(A on czekał od króla wysłańca.)

Wołali mu kobziarza z pastwiska:
z okowami na nogach szedł koło,
dwanast razy szubienicę wkoło,
dwanast razy przeszedł koło ziemi
z lańcuchami u nóg żelaznemi,
a pot z włosów mu nie spadł na czoło.

Oniemieli ludzie z dziwowiska.
Nie czekali wysłańca żupani:
hak pod żebro ci mu mistrze wbili,
wywlekli go wysoko za sznury.

Hej! - powiedział im Janosik z góry -
Wy czerwoni mistrzowie wybrani:
kiedyście mnie haw już zawiesili,
zawiesili na tym krzywym haku,
cobym sobie poglądał doliną,
hej! doliną, za zbójecką percią
niech się jeszcze ucieszę przed śmiercią,
mech se jeszcze pokurzę tabaku...

Podali mu fajkę z macharzyną:
funt wykurzył, a patrzał doliną - -
hej! doliną poglądał przed śmiercią...

Za liptowską, za jasną doliną,
w jądrze Tatrów jest kotlina siwa,
w niej staw ciemny, cichy i głęboki.
Janosika złote oczy płyną,
płyną z wichrem przez góry, obłoki,
w tym Hińczowym utonęły Stawie.

Hej! - tak on się do siebie odzywa. -
Ty mój stawie ciemny i głęboki,
coś mnie poił tyle razy wodą,
ciało moje radował ochłodą:
już ja więcej ciebie nie zobaczę,
ni się więcej nad tobą zabawię,
jako oreł lecący nad góry!
Sęp nade mną krąży siwopióry,
kruki kraczą nade mną sobacze...

Hej! zbójeckaz to, zbójecka dola!

Nie czekali pisma żupanowie,
nie czekali wysłańca od króla,
co z budzyńskiej wyjechał stolicy.

Hej! Janosik pożrał po Liptowie
i zaśpiewał w Liptów z szubienicy:

Zajęczcie góry, wąwozy,
pojmali ci mnie w powrozy
pojmali ci mnie z zdradziecka -
hej! ty dolo, ty moja zbójecka!...

Pojmali ci mnie przez zdradę,
prze dziewczę jedno, prze blade,
pojmali ci mnie kochaniem -
hej! ty lesie, ty mój, pod Krzywaniem!...

Żegnaj0 liptowski Dziumbirzu,
żegnaj, Magóro na Spiżu,
wysoki Hoczu z Orawy,
hej! ty Krzywaniu od Polski mgławy!...

Żegnajcie, wody i rzeki,
żegnaj, Dunajcu daleki,
Arwo. Popradzie zielony,
hej ty, Wagu mój, Wagu rodzony!...

Żegnajcie, Okna i Stoły,
zbójeckie spichrze, stodoły,
Żegnaj, ty strono lubiona,
Kościeliska Dolino zielona...

Żegnaj, Gajdosiu, Ilczyku,
dawny herszcie Uherczyku,
Baczyński, polski szlachcicu -
hej! już mi śmierć bieleje na licu...

Żegnajcie, mili bratowie,
szabla nad wami na głowie.
żegnaj, muzyko wesoła -
hej! już mi śmierć dotyka się czoła...

Żegnajcie, miłe dziewczęta,
już mnie śmierć bierze przeklęta,
żegnajcie, noce kochania - -
hej! miłe mi, miłe do skonania...

Żegnaj, ty dola zbójnika,
orłowa dolo i dzika!
koniec mojemu konaniu - -
hej! Krzywaniu! Krzywaniu! Krzywaniu!...

Szumią stare lasy pod Krzywaniem,
we Wierchcichej, w Koprowej Dolinie -
popod Tatry żałosna wieść płynie,
z Janosika w świat płynie śpiewaniem.
Poprzez lasy płynie het, przez pola,
leci, jęczy po Słowackim kraju;
zaleciała do samego króla,
złotą bramą, mostem na Dunaju.

Wstał król na wieść ze stolicy swojej,
ze złotego tronu w mieście Budzie,
i uderzył berłem po kolanie
od lutego gniewu i żałości:

Hej! - zakrzyknął - kto mi dziś, wy ludzie,
ministrowie i książęta moi,
za regiment wojska sam obstanie,
a za drugi czyj topór obstoi,
a za trzeciego towarzysze?
Niech tu zaraz pisarz stół wymości
i niech wyrok mój królewski pisze:
Po wiek wieków i po wszystkie czasy
Liptów cały, ża dał Janosika.
Janosika, dobrego zbójnika,
co mi wartał za trzy regimenty
do królewskiej będzie płacił kasy
cwancygierów rokrocznie ćwierć korca.
Ten jest wyrok mój królewski święty.
Niechaj zaraz wyrusza poborca.

Taki wyrok wydał król w Budzynie,
taka kara na świat cały słynie.

Tak się skończył Janosik. Na jedli.

Co za dziewka bieży w górę blada?
Co za dziewka piersiami dysząca?
Rzęsy u niej jak jastrzębie skrzydła,
oczy u niej błyszczą jak dwa słońca?
Co za dziewka, której szyja śniada
napęczniała krwią w czoło bijąca?

Piersią targa maliniaków sidła,
ramionami chuściaki roztrąca,
bieży w górę pod Krzywań wysoki,
bieży w pustkę - w pustynię samotną.

Hej, Krzywaniu, Krzywaniu wysoki,
dzikie szumią pod tobą doliny...
Zwiesiły się nad góry obłoki,
zwiesiły się ciemną ławą słotną,
nad Niechcyrkę, nad dziką dolinę...

Biały potok, jak smok z rozpadliny
paszcz wynurza i rzuca się z góry
między ciemny zwał kosodrzewiny...
Z jękiem leci, jak wąż się wydłuża,
jak wąż ciało pręży srebrnosine,
spływa na dół w głazy - z rozpadliny
białą paszczę jako smok wynurza.

Lite skały ponad wodą stoją
niewzruszoną, spokojną ostoją.
Strome skały wypiętrzyły ściany
aż pod bałwan nieba ołowiany.

Nic się na nich zgoła nie udzierży.
Orzeł szponów nie ma gdzie wbić krzywych -
na nich pustka. Śmierć spokojna leży
nad czeluścią otchłani straszliwych.

Ciemne słotne nad Niechcyrką chmury -
Teryjański Staw śpi pośród lodów -
wkoło głazów, szarych skalic mury
i przeciągły wiew wieczystych chłodów.

Cicho leżą na głębinie lody,
w szczerbach woda się czerni nieżywa -
po zmarzliźnie białe strugi wody
wiatr gna wkoło i w pyły porywa.

Śmierć jedyna chodzi po dolinie,
wicher jęczy między puste skały.
Śmierć tatrzańska pustką oprowadza
i kołysze chmur całun na szumie.

Śmierć jest sama w Niechcyrki dolinie.

Teryjański Staw biały chlupoce:
głaz się stoczył z skalnego parowu,
runął z grzmotem i przepadł w odtoce - -
Teryjański Staw biały śpi znowu.

Stoi nad nim ta Hanka z Kokawy,
co zdradziła panom Janosika...
Stoi nad nim, broczy z wargi krwawej,
krwawym zębem warga się odmyka,
krwawym ogniem powieka odchyla,
jako piorun nad nocną ciemnotą - -
a nad stawem się ciałem pochyla...

Stary Krzywań patrzy na nią z góry,
na wskroś wichru, przez chmury szumiące...
Hej! ty Hanka Bunkoszka z Kokawy!
Hej! ty Hanka, co ci gorą oczy!
Gdzie Janosik pod pawimi pióry?
Gdzie Janosik pod zbroją, pod złotą?
Hej! ty Hanka, krwawy płodzie smoczy:
Gdzie Janosik, zdrowie śpiewające?
Gdzie Janosik, krasa śpiewająca?

Był ci, był ci nade mną wschód krwawy
od czerwono wstającego słońca...

Szumi nad nią stary Krzywań siwy,
pomniejący potopowe fale,
co mu głazy - twarde rwały z grzywy.
Zadumał się, zasmęcił żałośnie...

Hej, ty wichrze, wy, chmury szumiące!
Już mi drugi taki nie urośnie,
co jak piorun przelatał po skale,
co jak burza leciał popod słońce,
jako kwiaty mi kwitnął o wiośnie...
Hej, wy góry, lasy śpiewające.
już mi drugi taki nie urośnie!...

Stoi Hanka Bunkoszka nad wodą,
ponad białym Teryjańskim Stawem:
zagnała ją w pustać żałość dzika,
zagnały ją żal i rozpacz luta,
węże za nią po powietrzu biegą,
okręcają jej szyję we sploty...

Ach! przezdałam panom Janosika,
przezdałam go z siłą i urodą,
przez dałam go pięknego, młodego...
ach! przez dałam co go z sercem krwawym,
dusza z piersi leciała wypruta,
dusza z jękiem jęła się we wzloty...

Szumi nad nią stary Krzywań mgławy,
szumi nad nią przekleństwem posępnym,
wiatr je z jękiem w pustce oprowadza.
Ponad stawem, w pustkowiu zasępnym.
Śmierć się w chuście z obłoków przechadza...

Hej, ty Hanka Bunkoszka z Kokawy!
ból ci oczy twe krwawe zaczadza,
rozpacz wargi krwawiące odmyka...

Ach! przezdałaś panom Janosika!
Ach! przezdałaś Tatr Cudo i krasę!
Ach! przezdałaś Tatr umiłowanie!

Gdzie są jego złote, jasne oczy?
Gdzie są jego złotojasne włosy?
Gdzie są jego młode usta krase?
Gdzie jest jego młodzieńcze śpiewanie?

Ach, ty Hanka, ty krwawa z Kokawy!
Ach, ty Hanka, ty pomiocie smoczy!
Oby śmierć cię zajęła za kosy,
za twe kosy rozwiane i czarne,
w oczy twoje zajźrała pożarne!...

Co wzdrygnęło górami wszystkimi?
Co zatrzęsło nad Krzywaniem chmury?

Ha! z rękoma rozkrzyżowanymi
Hanka w czeluść skoczyła lodową...

Teryjański Staw buchnął do góry
i zaszumiał mgłą piany wichrową -
utonęła Hanka na głębinie.

Pod Krzywaniem dzikie są doliny:
oszalałe czają się w nich burze.
Śmierć się snuje pod skaliste ławy,
ciemny postrach i strach błądzą siny - -
tam w Niechcyrce, w posępnej dolinie,
w Teryjańskim białym Stawie, w górze,
utopiła się Hanka z Kokawy.

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer