Przyjdźcie dziś wieczór do karczmy, kochani moi druhowie, pogwarzymy sobie przy piwie. Lubię ciszę małego miasteczka, prostotę jego codziennych zdarzeń i przedziwną, ujmującą poezję prowincji. I dobrze mi tutaj. Stół w kącie przy oknie; podłoga, piaskiem wysypana; lampa naftowa, zawieszona na zakopconym drucie u pułapu; jasnowłosa Zosia lub Mania za szynkwasem; parę kiełbas, ser pod drucianym kloszem i inne specjały... Mili są sercu mojemu ci ludzie polscy, wchodzący do karczmy z pięknem „pochwalony“ na ustach... i te długie historje, opowiadane szorstkim głosem, przerywane śmiechem a sycone kolejkami piwa... Obok, w komorze, usypia swą pociechę jakaś pani Michalska lub Krajewska... Stukają miarowo bieguny kołyski, mały drze się od czasu do czasu, a wreszcie zasypia... Lu-laj, lu-laj, lu-laj...
Przyjdźcie, kochani druhowie moi...
Jesień zawiewa już chłodem, jesień niezdecydowana, z wielkim urokiem dla duszy mądrej i spokojnej... Jesień, jesień...
Ani nam w karczmie smutno, ani wesoło nie będzie... Bezcelowości spokojnej pragnę, smacznego snu, prostych myśli i ciepła...
Opowiem wam długą, piękną historję... Tylko się lepiej wtulę w miękkie zielone palto, w kąt głębiej się wcisnę (— trzy ciemne, panno Maniu! —), papierosa zapalę, o tak, zaciągnę się i zacznę opowiadać. Słuchajcie:
— „Ma jasne, smutne oczy i jest daleko“...
Opublikowano w: Czyhanie na Boga
Źródło: Czyhanie na Boga, Julian Tuwim, 1918.