"Hurra!" Łby opuścili, jak bawołów stado,
Zgięli się — i runęli naprzód, na bagnety.
Upojeni krwią, ogniem, krzykiem, kanonadą,
Wściekli, cudowni, pędzą, jak konie do mety.
Trzeszczą kartaczownice gęstym, suchym trzaskiem.
Zmiatają mknących ludzi (rośnie zgiełk i wrzawa)
Pęknie coś — i w twarz trzepnie żelastwem i blaskiem,
Kłębią się cielska trupów, góra mięsa krwawa.
Dopadli! Kopią, gryzą, prują bagnetami
Piersi, brzuchy i twarze, krew gorąca bucha,
Miażdżą twarze poległych ciężkimi butami
Lub wdeptują ich ciężar do krwawego brzucha.
Wreszcie, człapiąc nogami w jeziorze krwi czarnej,
Spoceni, poszarpani w tym śmiertelnym tańcu,
Jak szaleńcy, co wnoszą kwiaty do trupiarni,
Zatykają swój sztandar na zdobytym szańcu.
Opublikowano w: Czyhanie na Boga
Źródło: Czyhanie na Boga, Julian Tuwim, 1918. Pierwodruk: Nowy Kurier Łódzki, r. 1915, nr 48.