(Sketch). Napisał Peer
OSOBY:
Kantorowicz
Hendelman
Piramidenkopf
Kantorowicz: A! Hendelman.
Hendelman: A! Kantorowicz.
Kantorowicz: Co słychać?
Hendelman: Zaraz musisz wiedzieć? A co u ciebie?
Kantorowicz: To samo.
Hendelman: To samo?
Kantorowicz: To samo.
Hendelman: Jak interesów?
Kantorowicz: Jak interesów. Kręci się.
Hendelman: Może masz kamgarnu?
Kantorowicz: Nie mam. Bo co?
Hendelman: Nic, potrzebuję kamgarnu.
Kantorowicz: Potrzebujesz kamgarnu? Mogę mieć.
Hendelman: Możesz mieć?
Kantorowicz: Dlaczego nie? Chcesz kupić?
Hendelman: Może.
Kantorowicz: No? To ja mam kamgarnu.
Hendelman: Słuchaj, Kantorowicz, ty porządna świnia jesteś. Przecież jak ty mówisz teraz że masz, to chcesz żebym ja myślał, że nie masz, a ja przypadkowo wiem, że ty doprawdy masz. Więc po co ty kłamiesz?
Kantorowicz: Łobuz ty! Wrazie sprzedaż mogę z tobą mówić, a tak nie zawracaj głowy. Mam leżeć cały skład. Tanio ci obliczę.
Hendelman: Ile?
Kantorowicz: Dziewięć pięćdziesiąt.
Hendelman: Dużo.
Kantorowicz: A ile?
Hendelman: Siedem trzydzieści.
Kantorowicz: Mało.
Hendelman: A ile?
Kantorowicz: Osiem osiemdziesiąt.
Hendelman: Osiem dwadzieścia daję.
Kantorowicz: Osiem siedemdziesiąt dziewięć nie będzie.
Hendelman: No to trudno.
Kantorowicz: Trudno... (pauza) Jak twoje zdrowie?
Hendelman: Oj, Kantorowicz! co ty reporter jesteś? Wszystkie bieżące kwest je musisz wiedzieć? Zresztą - zdrowie... Co znaczy zdrowie? Nie mój interes. Powiedziałem swemu doktorowi, że dostanie 10.000 jeżeli ja dożyję 60 lat, a 20.000 jeżeli do 70. Niech on sobie głowę łamie. A jak ty się czujesz?
Kantorowicz: Żeby oni się tak czuli. Głowa mnie boli, w płucach mnie kłuje, żołądek słaby, serce nadwyrężone, wątroba mi dokucza, nerki figlują, ja sam też niedobrze się czuję.
Hendelman: Idź do doktora.
Kantorowicz: Byłem.
Hendelman: Co ci powiedział?
Kantorowicz: Żebym się po pierwsze wykąpał.
Hendelman: Dziwna rzecz. Wszyscy mają ten sam sposób leczenia. Mnie mój doktór to samo powiedział. Kazał mi prócz tego pić Karlsbad.
Kantorowicz: Mnie kazał pić Marienbad. A że na Marienbad jeszcze nie zarobiłem, to piję herbatę z sacharyną. Cukier mam też.
Hendelman: Masz cukier? Ile chcesz za skrzynkę?
Kantorowicz: Warjat! Mam pięć procent chorobliwego cukru podług analize.
Hendelman: A! To nie szkodzi! Na tem można interes zrobić. Ja mam białko podług analizy. Zróbmy z tego biszkopty.
Kantorowicz: Też interes. Słuchaj, Hendelman, ty mi zrobiłeś z tych biszkoptów apetyt, chodźmy do Wawelu na podwieczorek.
Hendelman: Do Wawelu? Jadłem tam dziś obiad, bardzo tanio. Za dwie marki dali mięso, zupę, kotlet i na deser pieczone jabłka.
Kantorowicz: Pewno wszystko było końskie.
Hendelman: Nie, jabłka nie były końskie! A propos konia, co robi twój Kubuś?
Kantorowicz: Kubuś? robi w mydle.
Hendelman: Kantorowicz. Ja ci mówię, niech on dalej robi w mydle. Jeszcze dwa tygodnie i jedno umycie rąk będzie kosztować rubla.
Kantorowicz: Ważna rzecz. Rubel tygodniowo, też mi wydatek. (pauza, Kantorowicz krzywi się).
Hendelman: Boli ci co? Ty powinieneś koniecznie wyjechać na wieś. Przy twoim zdrowiu ty łatwo możesz umrzeć w mieście w takich warunkach.
Kantorowicz: Umrzeć? Daj spokój, jabym tego nie przeżył. Zresztą, ja byłem przez miesiąc w Adelmówku. Poziomki to ja zbierałem w mieście i tam zawoziłem. Mleko, masło, ser, owoce, wszystko jest na miejscu, jeżeli się tylko z miasta przywiezie.
Hendelman: Mieszkanie miałeś ładne?
Kantorowicz: Pi! Werenda ogromna, że tam mogłoby, broń Boże, 30 osób jeść. Ogród jest, ptaki śpiewają, dziwki... drzewa kwitną, fontanny biją...
Hendelman: Kogo? Żydów?
Kantorowicz: Głupi, fontanny biją z wodą, wodopryski. Wogóle ślicznie jest, ale trudno, trza było wracać interesy robić.
Hendelman: Też mi interesy. O... w Warszawie co innego. Słyszałem, że tam teraz spodnie idą w górę.
Kantorowicz: Pasek?
Hendelman: Pasek... pasek...
Kantorowicz: A jak pasek pęknie?
Hendelman: To spodnie opadną. To halki pójdą w górę. Zawsze coś będzie. Zawsze coś się zrobi. A tu co?
Kantorowicz: Hendelman. Może się tak wybierzemy do Warszawy? Owiniemy się w to, co jeszcze mamy i pojedziemy.
Hendelman: Można. Gdzie ty się zatrzymasz?
Kantorowicz: W ,,Centralnym''. Znakomity hotel.
Hendelman: Drogo?
Kantorowicz: Pierwsze piętro 20 marek; drugie 15, trzecie 10.
Hendelman: A ile jest pięter?
Kantorowicz: Trzy.
Hendelman: Ten hotel jest dla mnie za niski. Ja się zatrzymam w ,,Lubelskim'', eleganckie wejście do entree, cały hotel cacko, tip-top.
Kantorowicz: Daj spokój. Mieszkałem tam kiedyś i miałem porządną stratę. Lokaj czyścił mi marynarkę i wypadła mu przez okno prosto w rynsztok.
Hendelman: Twoja marynarka wypadła przez okno? Szkoda, że jej wtedy nie miałeś na sobie.
Kantorowicz: Paskudnik! Za takie życzenie nie wart jesteś, żeby cię djabli wzięli.
Hendelman: Jestem prędzej wart, niż ty, ty łobuz.
Kantorowicz: No, Hendelman, przestańmy się kłócić, pogódźmy się, ty wiesz, że ja tobie życzę wszystkiego tego, co ty mnie życzysz.
Hendelman: Znowu zaczynasz?!
Kantorowicz: Nie rzuć się, postawię ci jedną propozycję. Chcę z tobą zrobić spirytusowy sens. Odgadywanie myśli.
Hendelman: Odgadywanie myśli? No, no.
Kantorowicz: Ja będę na ciebie patrzał. Potem zgadnę, co ty myślisz — a jeżeli się okaże prawda...
Hendelman: Tylko nie za drogo.
Kantorowicz: Dasz mi 30 marek.
Hendelman: Za 15 zrobisz?
Kantorowicz: Nie mogę. Samego mnie więcej kosztuje.
Hendelman: No, 25. Idzie?
Kantorowicz: 30.
Hendelman: 26 nie będzie?
Kantorowicz: 29 nie będzie.
Hendelman: W takim razie przechoruj te 30 marek. Rób sens.
Kantorowicz: (Hypnotyzuje Hendelmana) Ty...
Hendelman: Ja...
Kantorowicz: Ty...
Hendelman: Ja...
Kantorowicz: . . . myślisz...
Hendelman: . . . myślę
Kantorowicz: . . . o tem...
Hendelman: . . . o tem
Kantorowicz: . . . Żeby pojechać do Kutna, kupić tam u Wyzyskinda 10 skrzynek saletry, odłożyć, poczekać, poczekać, potem zrobić mały gwałt, że saletre nie będzie, potem jeszcze poczekać, potem puścić te saletre na miasto z zarobkiem 1200% ...
Hendelman: Masz tu 30 marek.
Kantorowicz: No? Jakto? Ja doprawdy zgadłem?
Hendelman: Nie, ale dałeś mi dobry pomysł. Powiedz mi, dlaczego ty tego nie robisz??
Kantorowicz: Ja już to dawno zrobiłem.
Hendelman: Ty łobuz. To za co ja ci dałem 30 marek?
Kantorowicz: Ja wiem? Dałeś, to wziąłem. Zapisz na conto kurente.
Hendelman: Poco tak? Pożycz mi lepiej te 30 marek na parę dni. Dam ci dobry %.
Kantorowicz: Daj % z góry.
Hendelman: Ile?
Kantorowicz: 6 marek.
Hendelman: 4.
Kantorowicz: No na 5 zgoda.
Hendelman: Oj, moje interesy. Masz u mnie 5 marek. W porządku?
Kantorowicz: W porządku. A za te 30 marek weźmiemy do spółki los na loterji.
Hendelman: Iiii... z biletem loteryjnym to jest jeden sposób... żeby wygrać to on musi wyjść, ażeby on wyszedł, to go trzeba zjeść, (spogląda na zegarek).
Kantorowicz: Co ty masz za zegarek?
Hendelman: Nie widzisz? Złoty zegarek.
Kantorowicz: Widzę, że złoty. Ile chcesz za niego?
Hendelman: Kto ci powiedział. że ja go chcę sprzedać?
Kantorowicz: A dlaczego ty go nie masz sprzedać?
Hendelman: Powiedz co to jest, że ty na każde pytanie odpowiadasz z pytaniem?
Kantorowicz: A dlaczego ja mam nie odpowiadać z pytaniem? Sprzedasz zegarek?
Hendelman: Sprzedać można; 200 rubli bares geld, bez kasa sconto.
Kantorowicz: Przypuśćmy, że ty weźmiesz 150.
Hendelman: Przypuśćmy, że ja nie wezmę 150.
Kantorowicz: Weźmiesz 160.
Hendelman: Ty, Kantorowicz, jesteś inteligentny człowiek, a targujesz się, jak ordynarny dorożkarz, nie widzisz, że ten zegar jest na 14 kamieniu.
Kantorowicz: Za kamienie, ja wiem? można dodać 10 rubli.
Hendelman: 200. Ani kopiejki mniej.
Kantorowicz: A 195 rubli piechotą chodzi?
Hendelman: 199 rubli i 99 kopiejek nie będzie.
Kantorowicz: Co taki wielki jesteś, no dobrze, masz 200 rubli.
Hendelman: Gdzie one są?
Kantorowicz: Pieniądze? Patrz, wyjmuję 200 prawdziwych rubli.
Hendelman: T o co je trzymasz w ręku? Daj ja zliczę.
Kantorowicz: Dobrze, ale ty mi daj zegarek.
Hendelman: Co znaczy zegarek? co — nie widzisz, że go mam w ręku?
Kantorowicz: Tak, ale ja go chcę mieć u siebie w ręku...
Hendelman: Ale jak ja ci mogę dać zegarek, jeżeli nie mam jeszcze pieniędzy?
Kantorowicz: Spraszywajetsia za co ja będę płacił pieniądze, jeżeli nie mam jeszcze zegarka?
Hendelman: (oburzony) Kantorowicz, ty nie masz do mnie zaufania?
Kantorowicz: Hendelman. Nie krzycz! słyszysz, co ja do ciebie mówię? Nie krzycz! (krzyczy). A ty przecież także nie masz do mnie zaufania.
Hendelman: Zaufanie ja mam, ale pewność nie mam.
Kantorowicz: To zróbmy tak: ty połóż zegarek, a ja pieniądze — potem ty łap pieniądze, ja zegarek i uciekniemy w przeciwne strony...
Hendelman: Kantorowicz! Mnie już tyle gorszych łobuzów od ciebie oszukiwało, że ja jestem teraz bardzo korekt...
Kantorowicz: W takim razie, ty myślisz, że ja złapię zegarek i pieniądze i najspokojniej ucieknę?
Hendelman: Ja nie myślę, ale ty przecież wiesz, że jeżeli ja nie będę miał zegarka i nie dostanę pieniędzy, to to będzie bardzo przykry fakt.
Kantorowicz: No dobrze, patrz, idzie Abramowicz, uczciwy człowiek, daj mu zegarek. ja mu dam pieniądze, a on nam potem rozda na odwrót.
Hendelman: Hm... hm... to jest twoja rekomendacja, chodźmy do Szapiry, on zrobi to samo.
Kantorowicz: Tak?? Ty nie wierzysz Abramowiczowi, to ja mam wierzyć Szapirze? To ci uroczyście zawiadamiam, że ja Szapirze nie wierzę.
Hendelman: Jeżeli tak, to rozejdźmy się...
Kantorowicz: Rozejdźmy się, tylko mnie jednak żal, że ja nie dostaję tego zegarka.
Hendelman: A myślisz, że jabym nie potrzebował tych 200 rubli??
Kantorowicz: No, jak zrobimy, Hendelman?
Hendelman: A ja wiem, Kantorowicz?
Kantorowicz: W takim razie ja jestem podług ciebie złodziej?
Hendelman: Ja nie mówię tak, ja nie mówię nie. Ale daj pieniądze, to dostaniesz zegarek.
Kantorowicz: Hendelman, bierzesz 200 rubli?
Hendelman: Oj, Kantorowicz, nie kręć mnie w głowie, i nie kręć mnie guzik. Powiedziałem ci, daj pieniądze i bierz zegarek.
Kantorowicz: O, idzie Piramidenkopf, niech on zamieni towar i gotówkę. Słuchaj, Piramidenkopf, ja kupuję u Hendelmana zegarek, ale on go mnie nie daje dopóki ja nie dam pieniędzy, a ja nie daję pieniędzy, dopóki on nie da zegarek .
Piramidenkopf: Idź do rejenta.
Kantorowicz: Dziękuję, rejent też jest człowiek.
Piramidenkopf: No to zaufajcie mnie.
Kantorowicz: Tobie, Piramidenkopf, tobie? co ty zaczynasz za głupstwa mówić? zresztą dobrze, my tobie zaufamy, tylko ty nam daj weksel na 400 rubli
Piramidenkopf: To co ja złodziej jestem podług ciebie?
Hendelman: Nie mówię tak, nie mówię nie, ale dlaczego ja mam tobie więcej wierzyć niż Kantorowiczowi, tu przecież 200 rubli gotówką i 200 rubli zegarkiem... no pomyśl sam...
Piramidenkopf: Weksla nie podpiszę...
Kantorowicz: i Hendelman: To sobie idź i nie zawróć w głowie.
Hendelman: Co będzie, Kantorowicz??
Kantorowicz: Ja wiem, Hendelman?...
Hendelman: Więc nic nie będzie.
Kantorowicz: Prawdopodobnie nic nie będzie.
Hendelman: To poco mi przez 3 godziny głowę zawracałeś?
Kantorowicz: Ja jemu zawracałem głowę? To ty mnie zawracałeś głowę z swoim idjotycznym zegarkiem.
Hendelman: Także kupiec! (wychodzi).
Kantorowicz: Jego szczęście, że poszedł! Żebym się nie bał, że mi odda, tobym mu tak dał po pysku, że nie wiem. No jak się to państwu podoba? Mamy 200 rubli i mamy zegarek, który kosztuje 200 rubli. Jeden chce kupić, drugi chce sprzedać, na cenę się zgodzili! I żeby za gotówkę nie można było takiego interesu zrobić, to to się może wydarzyć tylko... Łodzianom.
(kurtyna)
Źródło: Estrada, r. 1918, nr 2.