Strugi marca dudniły w rynnach,
Bębnił w blachy słoneczny hałas,
Płynna wiosna, dygocąc z zimna,
Bazie lodu opłakiwała.
Już niepewny, czy wieczór ujrzy,
Ledwie wisząc pod silnym blaskiem,
Leciał z dachów śnieg samobójczy
- I na miejscu! na szarą miazgę.
Brylantami pryskały panny
Gumy kół, a kopyta najpierw!
Grzmiał bałagan nad bałagany,
Tłukąc szkła, jak butelki w knajpie.
I gdy wreszcie wiosenny jeździec
Wzbił z roztopów modre hosanny,
Zrozumiałem w poetyckim mieście,
Że stracony jestem, stratowany.
Taki był pierwszy dzień.
Tak się zaczęło szczęście.