Wobec tego, że najdrobniejszej muszki
Nie zgłębiłem tajemnicy chodu
I z podziwem patrzę na jej nóżki,
Ja, istota człowieczego rodu;
Ani nie znam dotychczas powodu
Zakwitania na wiosnę ogrodów,
Ani Ojca mego dziejów za grobem,
Ani własnych, za życia, nie znam,
I że nie wiem, jakim sposobem
Zamieć światów kołuje gwiezdna
A już lat mam czterdzieści cztery
I o śmierć się niedawno otarłem
(Dziwny stan, jeżeli mam być szczery:
Uśmiechnąłem się – głęboko – i nie umarłem);
Wobec tego, że nie odróżniam
Chwil od wieków, a mędrca od błazna -
- Bardzo proszę cię, wieczna kobieto,
Bądź mi przyjazna:
Jestem poetą.
Wyjdą z głębin ogrodów bogowie
I ten pierwszy, najsrebrniejszy, opowie,
Czemu wiosną się pąk otwiera,
Czemu owad nóżkami przebiera;
Przyjdzie Ojciec mój, ze snu wyjęty,
I wyjaśni dzieje swoje bezdenne;
Do stóp moich gwiazdy padną senne
I ułożą się w hieroglif zaklęty,
I zrozumiem planetarne odmęty,
I śmierć przyjdzie jeszcze raz, już pewna,
I uśmiechem się nie wykręcę -
Wszystko jedno! Lecz ty, moja rzewna,
Moja jedna, wykochana w męce,
Usiądź przy mnie w śnieżny ranek w cukierence
I na rękach moich połóż ręce,
I spójrz w oczy mi, wieczna kobieto,
I przyjazna bądź. Bądź dobra. Nic więcej.
Jestem tylko poetą. Nic więcej.