Poświęcam Marii Pawlikowskiej
Mówili jej, lilja,
Śpiewali: lilija,
A to była nimfa,
Biedna Ofelija.
Chcesz, bym Nocą nazwał
Ofeliję biedną?
Mogę Nocą, Zorzą,
Bo to wszystko jedno.
Chcesz, żeby na stawie,
Na liściu szerokim?
Proszę, niech nią chwieje
Zzieleniałem okiem.
Chcesz – niech będzie muzą
Ofelija miła,
Bo to wszystko jedno,
Jeśli wiosną była.
Wietrzyk nad nią modry,
Jak obłoczek miodny,
A o zmroku oddech
Chłodnej zieli wodnej.
Przyszła do mnie nocą,
Siadła u wezgłowia:
Zaszumiały bory,
Ciemny wiater powiał.
W zawrót ją wkołysał
Przepaścisty wiszar,
Wołała, płakała,
Nikt jej nie usłyszał.
Ale po tej nocy
W poezyjne rano
W wierszu ją znalazłem
Zasztyletowaną.
Śliczna, moja, wieczna,
Sedno mego sedna,
Pierwsza i konieczna
Ofelijo biedna!
Dymi się kałuża
Krwi jasno-zielonej,
Zwłoki zasłoniłem
Weselnym welonem.
Komu ja to śpiewam?
Komu dzwony biją?
Widmo przeraźliwe,
Straszna Ofelijo!
Z tomiku Biblia Cygańska i inne wiersze (1933)