Z nad bloków i brył domów zębatym trójdachem
jak żubr-olbrzym się dźwiga tum świętego Jana —
jako rycerz zakuty w miedzi rdzawe blachy,
który w kornej modlitwie upad/ na kolana.
Zegary jak źrenice przez przyłbicy wyzier
z pod hełmu wieży patrzą groźnie i ponuro.
Dach olbrzymim, upiornym przeżegnany krzyżem,
niby płaszcz krzyżackiego Wielkiego Komtura.
Zadumał się, zasępił nad przelotem wieków,
patrząc na gruz po zamkach krzyżackich i basztach —
Słyszy jak w jego murach drga serce człowieka:
żywe, królewskie serce, krew Jana Olbrachta.
Klęczy na Anioł Pański tum świętego Jana:
czerwonem złotem w słońcu płoną jego mury,
a wstęga Wisły zorzą szkarłatną dziergana
do stóp mu pada jak tren ze zlotu i purpury.