Noc mroźna, wyiskrzona, od śniegów srebrzysta
wisi nad martwem miastem, jak szmaragdowy kryształ.
Gwiazdy, o jakże ciche, dalekie; odwieczne,
jak źrenice umarłe patrzą w pustą przestrzeń.
Trwają nad światów i wieków zagasłych bezlikiem,
siejąc w serca struchlałe lęk metafizyki.
Skądś z daleka, z daleka, przez szklaną ciszę mrozu
słychać nikłe, odległe gwizdy parowozów.
Pędzą ekspresy nocą w dale, gdzie róże kwitną,
gdzie się w kryształach nieba przelewa mórz błękitność.
O morze, nieobjęte, jak serce człowieka,
wiem, że jako kochanka, na mnie zawsze czekasz.
Że przed tobą radosne ramiona otworzę
i wpłyniesz w moje serce, jak wielkie słowo boże.