Gorzki ziół zapach i woń, śmiertelna woń kadzideł
snuje się nad dniem złotym, od świerszczy dzwoniącym.
Wzrok się czepia żałobnic aksamitnych skrzydeł
i leci nad kwiatami po barwistej łące.
Dzień najpiękniejszy w roku, zloty melancholią,
pełny dalekich wspomnień, jarzębin i astrów...
(pod studenckim mundurkiem jakże serce boli:
wnet odjeżdżać już trzeba do smutnego miasta).
Wozy z dworskim ziół wieńcem walą w cztery konie.
Odpust: loteria w rynku w najbliższym miasteczku.
Los wygrany! — grzmi dzwonek! — Wznoszę małe dłonie:
szklaną, lśniącą Pasyjkę los podaje dziecku.
I krzyż się ów na życiu mem położył cieniem
w dzień najpiękniejszy w roku, zloty melancholią,
pełny czaru i bólu, jak nokturn Szopena,
schylony miłosiernie nad człowieczą dolą.
Dziś znalazłem zrdzewiałej podkowy ułomek,
zagrzebany w kurz gruby białego gościńca.
Nie przybiję go jednak na progu przed domem —
mego rdzą przeżartego, ułomnego „szczęścia".