Koń już czeka, nogą grzebie,
niecierpliwi się i zżyma,
a ja jeszcze żegnam ciebie,
jeszcze żegnam cię oczyma,
myślą żegnam ciebie jeszcze,
w myśli usta twoje pieszczę —
bądź zdrowa!
Księżyc wschodzi już na niebie,
paź srebrzone strzemię trzyma,
a ja jeszcze żegnam ciebie
myślą, pieśnią i oczyma:
bądź zdrowa!
W struny-m lutni trącał dźwięczne,
piosnki-m śpiewał ci ochocze
w noce ciche i miesięczne,
w ciche noce i urocze — —,
przyjdzie księżyc, przyjdą maje,
a ja w obce jadę kraje —
bądź zdrowa!
Targam struny te niewdzięczne,
bo cię nigdy już nie zoczę
w noce ciche i miesięczne,
w ciche noce i urocze — —
bądź zdrowa!
Nie uprosił ja cię pieśnią,
nie ubłagał ja cię dźwiękiem, —
niech się lutnia skryje pleśnią,
niech się z głuchym strzaska jękiem;
już mi ona nie potrzebna,
nie potrzebna pieśń podniebna —
bądź zdrowa!
Szczęście mija — sny się prześnią,
— biada ludziom z sercem miękkiem! —
niech się lutnia skryje pleśnią,
niech się z głuchym strzaska jękiem —
bądź zdrowa!
Koń już gotów, jam już zbrojny,
miecz już w ręku lśni niezłomny —
księżyc patrzy nań spokojny,
taki biały i ogromny, —
patrzy księżyc z nieb przestworza;
niech cię chroni ręka boża —
bądź zdrowa!
Na świat lecę i na wojny,
na śmierć lecę, ptak bezdomny;
księżyc patrzy tak spokojny,
taki biały i ogromny...
bądź zdrowa — —