Marzenie

Gdy letnią nocą gwiazdy zasieją
niebios szafiry, gwary się zciszą
ludzkiego życia, góry zciemnieją
a łany wonią ziół polnych dyszą,
ja się wymykam pod niebo owe
słowików smętnym śpiewem się poić,
na twardej skale złożywszy głowę
marzyć w noc cichą, sny szczęścia roić. —

A znam rozkoszne leśne ustronie;
skały je wokół bronią omszałe,
a czoła mają w świerków koronie
i barki burzą wieków zczerniałe.
Strumyk im stopy kamienne myje,
spieniony huczy, sieje perłami,
gniewny przebiega wąwozu szyję,
w dolinę skacze wodospadami.

Ponad spienioną siadam kaskadą

w słowików nocną wsłuchan rozmowę,
a róże polne u stóp mi kładą
w ciernie wplątane kwiaty różowe.
Śpiewem się poję, oddycham wonią,
piersiami lasów zachwytam tchnienia;
myśli bezładne za światy gonią,
płyną pod ciemne niebios sklepienia.

Pijany jestem rozkoszną nocą,
samotny — życia nie chcę innego,
niech tylko zawsze gwiazdy migocą,
niech strumyk szumi, niech pachną róże,
niechaj słowiki do snu mi pieją,
a nie chcę gwaru życia dziennego:
tu skryję serce, uciszę burze,
tu niech się piosnki szczęśliwe sieją!

Pary nad wodą wznoszą się białe,
po róży krzewach pną się do góry,
mgławym obłokiem otoczą skałę,
paprocie stroją wilgłemi pióry.
Księżyca promień dopadł je blady,
twarze im rzeźbi, tka srebrne szaty;
z wodnych oparów wstają najady
powiewne, białe jak lilij kwiaty.

Wianki na czoła z róż polnych wiją,
włosy promieniem wiążą księżyca
i twarze w światła potoku myją,
że od gwiazd jaśniej świecą im lica.
Białem ramieniem dotknęły drżące
strumyka wody — i wskrzesły dźwięki,
jak lutni struny pieją płaczące,
zaklęte mistrza dotknięciem ręki.

»Chłopcze! — śpiewają, — wyrzecz się świata!
tam piosnka twoja echa nie zbudzi;
daremnie głos ci z duszy ulata —
nie znajdzie nigdy ucha u ludzi!
Serce ci młode zamrożą w łonie,
wyszydzą czucie, pogardzą łzami,
z cierni ci wianek wtłoczą na skronie, —
pójdź do nas, chłopcze, — zostań tu z nami!«

Postać się jasna wysuwa z grona
i płynie ku mnie na rąbku tęczy,
wonne jej lilje kwitną u łona
i gwiazda czoło promienne wieńczy.
Przebóg! czy marzę? Jej lica znane,
nieobcy uśmiech i czarne oczy;
dłonie wyciąga, dłonie kochane —
a śpiew się z piersi dziewiczej toczy:

»O, chłopcze młody! zostań tu z nami
w strumyka fali przy moim boku!
Uwieńczę skronie twoje perłami
i wieczną miłość rozpalę w oku!
Pierś ci dziewiczą do snu pościelę,
kołysać będę pocałunkami,
a ty w słowicze wsłuchany trele,
miłość z ust moich weźmiesz ustami«.

»O, zostań! Piersi natchnę ci pieśnią
i lutni twojej dam boskiej siły,
że co rozkoszne sny twoje prześnią,
posłuszne struny będą dzwoniły.
Pomieścisz w pieśni duszy uczucia,
wylejesz serce dźwięków słowami
i szczęścia schwycisz promienne snucia;
o, zostań ze mną! zostań tu z nami!«

Wyciąga ręce, wabi uśmiechem,
słowa miłości szepta gorące,
a słowa dźwięczą w piersi mej echem,
ciągną w strumyka fale szemrzące.
Zrywam się tedy i depcę róże,
spieszę w otwarte drogie ramiona
i już — już stopy w wodzie zanurzę —,
przygarnę dziewczę cudne do łona...

Biegnę — i padam! Czoło zranione
o skały krawędź krwią się zalewa,
fala mi chłodzi piersi spalone:
miasto rusałki pień ściskam drzewa!...
Śmiechy gdzieś w lesie słychać złowieszcze;
mgły wiszą ranne nad wód pieleszą
i księżyc po nich czepia się jeszcze — :
już się marzenia nocy nie wskrzeszą!

Czytaj dalej: Westchnienie - Jerzy Żuławski