Syty ludzkich spraw marnych, które zatrze
bez śladu Jutro, puchary i urny
tłukąc zarówno, — rad myślami w górny
świat nadobłoczny ulatam i patrzę,
jak w brukowanym gwiazdami teatrze
niebios aktory, zgrzybiałe Saturny,
na słońc złociste wstępują koturny
i przedstawienia dają co najrzadsze.
Grają tragedie, gdzie Los patrzy z loży,
jak nieśmiertelni konają aktorzy
z klątwą lub śmiechem, i grają opery,
gdzie są orkiestrą harmonijne sfery,
Czas reżyserem... A wszystko się splata
w jedną, wieczystą komedię wszechświata.