0 kiedyż z ziemi twardego rdzenia
Na sprawy nasze zgodę dobędzicm,
Na słowa z ciebie, na słowa ze mnie -
Jakimż wysiłkiem, jakimż narzędziem?
Przecież jednako skrzypi w nas, gnie się
I trzeszczy dzień nasz - jabłoń garbata,
Owoce cierpkie w piersiach obraca
Gnatem korzennym nogi oplata
Przecież Jednako na nowe lata
Nasiona bólu łuskamy z siebie -
Najulro twoje, na jutro moje.
Na nasze jutro o lepszym drzewie
O, kiedyż, matko, plon wykołyszesz,
Nadzieją wzejdziesz, dojrzała tryśmesz
Ziarnem spod kości, spod krwi - przymierzem
I koniczyna o czworoliścm
Niechaj porosmc, mecha) wygładzi
Żywoty nasze szyte i rwane.
Nad twoim domem, nad domem moim,
Niechaj się przyjinic dobry poranek
Uderzy niebem, zapachnie wiatrem.
Zadzwoni wilgą w bliskie] olszynie.
Byśmy się. wrogu mój. me wstydzili
Świerszcza o zmierzchu znaleźć w kominie
Abyśmy z mowy, co w żyłach płynie,
Zielone słowa, oliwne wzięli.
Gałązki młode, pędy kwietniowe -
Pierwsze nadzieje tc| ziemi
Niechaj wołają w wiosennym szumie.
Ze blizny nasze w ziołach wygoim,
Ze będziem przecież miłymi gośćmi.
Ty w słowie moim, ja w słowie twoim.