Miała baba dwie służki, co w świątki i piątki
Przędły len, prześcigając co najprędsze prządki
Baba zaś, jak to baba, jak wszystkie staruchy,
Tylko to miała w głowie, by przędły dziewuchy,
Skoro tylko brzask ranny wyzłocił opłotki,
Już wieżdzały do izby z sieni kołowrotki,
A baba już marudzi, popędza i pili.
Słowem, spoczynku ni chwili.
Skoro więc świt, jak rzekłem, zajrzał przez okienko,
Zapiał kogut w opłotkach donośnie i cienko;
Zanim jednak przebrzmiała kogucia fanfara,
Już stara
Łaps kieckę, świeci lampę i wraz, na wyprzódki,
Wpada w izbę, gdzie w kącie na słomie,
Każdej snu chwilki spragnione łakomie,
Spały dwie młódki.
"Wstawać!" - "A-ach..." - jedna sennie otwiera wpół oko,
"O-och!" - druga przez sen westchnęła głęboko.
Przeciągając się, jęcząc, obie bliskie płaczu
Pomstują, złe jak osy: "Poczekaj krzykaczu,
Już nam to twoje pianie do szpiku dożarło!" -
Co rzekłszy, kogutowi poderżnęły gardło.
Przędą rade, że teraz wyśpią się co rana;
Chytrość jednak przeważnie bywa ukarana.
Ledwie noc poczerniała, a dziewki się prawie
Do snu poukładały, juą babsko w obawie,
Żeby świtu nie przespać, zapala ogarek
I tłucze się po domu jak po piekle Marek.
Tak to już zwykle na tym świecie bywa.
Człowiek chciałby się wyrwać z tego, co go gnębi,
A grzęznie coraz głębiej,
Jak uczy bajka, niestety, prawdziwa.
Kogut zginął, to prawda, lecz dziewki niewinne
Z deszczu wpadły pod rynnę.