Raz młody szczurek, co nie miał ochoty
Do nauki i roboty,
Znudzony gderaniem matki,
Pozabierał swe manatki
I po kryjomu
Wymknął się z domu.
Ledwie uszedł cztery kroki:
"Jakież to góry - zawoła -
Co sterczą aż pod obłoki?
Zapewne Tatry albo Apeniny!"
A były to kretowiny,
Które wędrowiec uczony
Wziął za skały niebotyczne.
Po kilku dniach, zwiedziwszy pola okoliczne,
Zaszedł gdzieś w nieznane strony,
Błądził przez lasy, bezdroża,
Aż stanął nad brzegiem morza.
Tu zoczywszy ostrygi, podziwieniem zdjęty,
Mniemał z początku, że to są okręty.
"Bodaj to podróżować! - rzekł - moi rodzice
Tych cudów nie znają wcale;
Wytrzeszczą oczy, kiedy się pochwalę,
Jakie zwiedziłem sioła i stolice,
I oceany, i pustyń obszary.
Powiem, na przykład, jak wpośród Sahary,
Gdzie nie ma rzeki, a nawet strumienia,
Wszelki zwierz ginie z pragnienia."
Plótł trzy po trzy, co słyszał siedząc kiedyś w szkole;
Bo nie był z owych szczurów, co w wielkim mozole
Na książkach zęby zjadają
I potem mędrców udają.
Wtem na piasku zobaczył ostrygę otwartą.
"Co widzę? - rzecze - to jakieś pieczyste,
Białe, pulchne i soczyste!
Sprobujmy, sprobować warto."
I oblizując wąsy bierze się do dzieła,
Chciwie do muszli łeb wtyka,
A wtem ostryga nagle się zamknęła
I zdusiła napastnika.
Z tej bajeczki podwójny wniosek wyprowadzę:
Tym, co chcą zwiedzać świata nieznane przestrzenie,
Za przewodnika wziąć radzę
Naukę i doświadczenie;
Zaś rabusiom los szczura niech będzie przestrogą:
Chcą się obłowić - złowieni być mogą.