Biedak bez grosza, znękany i głodny,
Znalazł sposób niezawodny,
Aby co prędzej
Ulżyć swej nędzy.
"Raz przecie - myślał - skończę te kłopoty;
Śmierć nędzarzowi zawsze się uśmiecha,
Ale śmierć z głodu!... niewielka pociecha,
Męczyć się nie mam ochoty.
Nie będę zatem czekał, aż mnie głód zmorzy:
Swoje cierpienia własną dłonią skrócę
I na konopnej obroży
W wieczność koziołka wywrócę!
Dobranoc, podły świecie, już cię nie zobaczę!...
Bezduszni skąpcy, kamienni bogacze,
Złodzieje wielcy i mali,
Obyście wszyscy kiedyś, jak ja, podyndali!"
Spełniając tedy występne zamiary,
Wzioł powróz mocny, choć stary,
I w opuszczony pospiesza budynek
Szepcąc "Wieczny odpoczynek."
Wetknął hak w ścianę i uderza młotem,
Wtem mur, nadwątlony laty,
Kruszy się, pada z łoskotem:
O cudo! Z gruzów sypią się dukaty!
Nędzarz, zdumiony, skarbu nie rachował;
Co tchu kieszenie złotem naładował,
Zostawił stryczek na haku
I czmychnął. W krótką chwilę właściciel nadchodzi,
Patrzy: pieniędzy ni znaku.
"Gwałtu! - woła - rozbój! Złodziej!
Ja tej straty nie przeżyję,
Powieszę się! Stryczka! Haka!"
A stryczek już na haku czekał nieboraka.
Sknera zakłada pętlicę na szyję
I gdy w rozpaczy się wiesza:
"Mam sznur za darmo - rzecze - i to mię pociesza."
Nigdy ze swoich skarbów nie korzysta sknera:
On je gromadzi, kto inny zabiera.
I jak w bajce, przez losu kaprys niespodziany,
Dzieją się nieraz dziwaczne przemiany:
Ów, śmierci szukając z płaczem,
Został bogaczem.
A za miast niego, z życiem i ze złotem
Ten się pożegnał, co nie myślał o tem.