Dziewczęta z francuskiej prowincji

Ciemne oczy, słodkie imiona:
Marie-Louise... Suzanne... Germaine...
Dni w warkocze tygodni splecione,
dni spokojne, jak oddech przez sen.

Białe domy winorośl oplotła,
o przechodniu cicha droga śni — —
Można wyjść za furtkę kogoś spotkać,
ale przecież nie nadchodzi nikt.

Czas się mierzy dojrzewaniem winogron,
zakwitaniem ogrodowych hortensyj...
Po dnia ciepłym, słodkawym bezsensie
schodzi wieczór zmęczony i dobry.

W kręgu lampy nachyla się głowa
nad wierszami Marceliny Valmore —
cierpkiem winem odurzają słowa,
wielkie słowa: l’Amour, la Mort...

Jest gdzieś miłość — taka jak w wierszach,
jest gdzieś życie rozpostarte w tęczę — —
A tu — porucznik Jean ma medal na miejscu serca
i kochankę... (Dwieście franków miesięcznie.)

Jest gdzieś szczęście — złoty ptak w magnoljach
i jest smutek — ptak o sinych piórach...
A tu — prowincjonalna melancholja:
maman i konfitury.

Tutaj gwiazdy i magnolje kłamią,
księżyc także jakby nie ten sam...
Nuda zwisła falbankami u ramion
Marie-Louise... Germaine... Suzanne...

— Może jednak nie wszystko przepadło?
Francji dzieci trzeba — oto cel.
Po hulankach paryskich pan Marcel
pragnie wstąpić w małżeńskie stadło.

Wszystko będzie ogromnie rozsądne:
(„Dosyć marzeń — maman powie — pora żyć!“)
będzie księżyc — wielki nowy rondel —
nad rodzinnem szczęściem błogo lśnić.

...Czas się mierzy dojrzewaniem winogron...
Słaby refren lat dziewczęcych ścichł — —
W jakiś wieczór zmęczony i dobry
jakieś wiersze powędrują na strych.

Czytaj dalej: Jesień w ogrodzie - Henryka Wanda Łazowertówna

Źródło: Imiona świata, Henryka Wanda Łazowertówna, 1934.