Tęsknię do światła, do blasku,
Do tego, co ciche, czyste,
A życie tak pełne wrzasku.
Co krok nastąpisz na glistę,
Co krok ktoś umysł ci kazi,
Żądełko zatrute wwierca,
Albo w kaloszach ci włazi
Do serca.
Każdy z nas własny swój ma kir,
Otula nim duszy strzępek.
O! jak szczęśliwy jest fakir,
Co patrzy w swój własny pępek.
Niby straszydło na ptaki
Tkwi bez zmrużenia on powiek,
Wyprany z żądzy wszelakiej,
Choć człowiek.
Lecz to nie każdy potrafi,
Wielką jest siła nawyczek,
Zwłaszcza gdy w jego parafii
Jest tyle cudnych księżniczek.
Wszak nawet dusza dziewczęca
Cierniowe koło uplecie.
Głupi, kto wszystko poświęca
Kobiecie.
Czasem się prawdę wygrzebie,
Lub morał jakiś z ukrycia,
Wszedłem nareszcie raz w siebie,
Więc zmienić trza fason życia.
Co było, to wszystko zburzę,
W negacji skąpię się beczce.
To rzekłszy posyłam róże
Janeczce.
Źródło: Erotyki, Henryk Zbierzchowski, 1923.