Wśród patyczków i czarek,
W klatce całej ze szkła,
Zdechł mi dzisiaj kanarek,
Cała przyjemność ma.
Czy za pełnym był kubek,
Z którego siemię jadł?
Zamilkł na zawsze dzióbek,
Cisza wśród klatki krat.
Smutne życie mi płynie
Bez jego słodkich pień.
Co się stało ptaszynie?
Myślałem noc i dzień.
Odpowiedź dała wróżka,
Zjawiona mi przez sen,
Że chorobie serduszka,
Uległ kanarek ten.
Długo walczył z tęsknotą,
Długo w klateczce marł,
Aż pewną wiosną złotą
Upił go słońca czar.
Wtedy począł się gniewać
Na klatki swojej cieśń,
Raz jeszcze chciał zaśpiewać
Swą najpiękniejszą pieśń.
Każdy powietrza atom,
Zamienić w dźwięczny tryl,
Ludziom, drzewom i kwiatom,
Osłodzić szarość chwil.
Zapatrzył się w błękitu
Rozsłoneczniony skłon,
Serce pękło z zachwytu,
Gdy brał najwyższy ton.
Źródło: Erotyki, Henryk Zbierzchowski, 1923.