W pochodzie życia i w tętencie zdarzeń,
Mierzonych co dzień przez planet obroty,
Wszędzie objawia się pozłótka marzeń,
We wszystkim dzwoni cichy ton tęsknoty.
Przez nią dopiero przed duszą się iści
Owo wewnętrzne piękno wszechistnienia:
W gałązce drzewa smutnej i bez liści
O przyszłej wiośnie czają się marzenia.
Niebo w daleką wpatrując się ziemię
Śle ku niej gwiazd swych szczęśliwą złocistość
I w oczach ludzkich baśń o szczęściu drzemie,
Choć już chłopięcą utraciły czystość.
Spada meteor i skier pióropusze
Zapala nagle na sierpniowym niebie:
To się zderzają ze sobą dwie dusze,
Które przez wieczność leciały do siebie.
Gdy czarne włosy nocy się rozplotą,
Z nieznanej dali wciąż na coś przyzywa.
Może tęsknota to jest za tęsknotą,
Wszędzie obecna i wieczyście żywa?
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.