Mijamy wszyscy cicho, powolutku,
Ze sercem pustym tak, jak dom bez gości,
Płynąc po morzu przeogromnym smutku,
Gdzie jest tak mało przylądków radości.
Ludzie są głusi, jak zamknięte bramy,
Troski się czają tak, jak psy w ukryciu,
Za wiele ludzi codziennie żegnamy,
Za mało mamy pięknych spotkań w życiu.
Gdzież ci, co z nami rozpuszczali żagle
W podróż przez lata szalone i młode?
Płynęli z nami i ginęli nagle,
Jako kamienie rzucane na wodę.
Czasem, gdy puszczę mym wspomnieniom wodze,
Gdy mi się marzy druha twarz kochana,
Ta twarz wyrasta nagle na mej drodze,
Jakby tęsknotą serca wywołana.
I kiedy jego dłoń ma ręka trzyma,
Gdy twarz wzruszenia pokrywa mi bladość,
Nie pytam o nic, lecz tylko oczyma
Pragnę wyrazić mu swej duszy radość.
Jak nam się wiedzie obu, to najmniejsze —
Raduj się chwilą i pieść jak ja pieszczę...
Przecież z wszystkiego to jest najpiękniejsze
Kochany bracie, że żyjemy jeszcze.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.