Na kogo w życia ustawicznem tarciu
Spadały kwiaty i klęsk twarde pięście,
Ten pozna zaraz już po drzwi otwarciu,
Co wchodzi drzwiami — szczęście, czy nieszczęście.
Nieszczęście wchodzi chytrze, pokryjomu,
Długo na klamce zimną ręką trzyma;
I ledwie stanie w progu twego domu,
Mówi ci wszystko twarzą i oczyma.
Napróżno chciałbyś zatkać wtedy uszy,
Aby opóźnić słowo srogiej wieści,
Bo wpadł już w głębie zalęknionej duszy
Zły skrzyp zawiasów, zwiastunów boleści.
Szczęście zaś wpada głośno i z pośpiechem,
Co drzwi z zawiasów omal nie wyrywa,
Z tym najpiękniejszym, radosnym uśmiechem,
Jaki zna tylko kobieta szczęśliwa.
Jej wzrok twe oczy rozkochane pije
Przez moment krótszy, niźli błyskawice —
I zarzucając białych rąk lilije,
Szepce ci w ucho słodką tajemnicę.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.