Gody

Idziemy w łąki — w noc cichą i parną.
Wysoka trawa nasz krok lekki głuszy.
Miesiąc na pola srebrne światło prószy,
Noc spija chciwie woń kwiatów ofiarną.

Wszystko zapada w jakiś sen bez śnicia.
Wiatr z drzew rozkwitłych strąca kwiatów śniegi.
Ma dusza — puchar nalany po brzegi,
W którym się pieni mocny trunek życia.

O całowane, młode ust twych róże!
O drogie, słodkie, niewymowne lice!
Czekam na cichą szczęścia tajemnicę.

Słyszysz? dreszcz jakiś powstaje w naturze,
Ziemia się stroi — dzwonią senne wody
Na nasze gody, na weselne gody!

Czytaj dalej: Chciałbym mieć mały sklepik z zabawkami - Henryk Zbierzchowski

Źródło: Chimera, r. 1907, nr 30.