Niech się, jako chce, swym pozorem zdobi
Czarne deistwo, wszędzie go poznają;
A Bóg jak żyje i żyjąc coś robi,
Tak końca Jego działania nie mają.
Na górach siano i zwierzętom zioła
On wyprowadza, On rzeczami rządzi.
Bez Niego nawet ruszyć się nie zdoła
I wśród pewności sam człowiek pobłądzi.
Nie mógł zostawić naturze tej siły,
Żeby już wsparcia żadnego nie chciała,
Boby rzec można, że te czasy były,
W których o pomoc najwyższą nie dbała.
Król poddanemu tyle dać nie może,
Aby już nie dbał o łaskawość pana,
A Ty byś tyle naturze dał. Boże,
Żeby nie znała tego, że poddana?
Bez woli Jego na ziemię nie padnie
Mizerny wróbel i na głowach włosy
On porachował; On jeden tak snadnie
Wyrabia w swoich formach polne kłosy.
Nie masz takiego państwa w całej ziemi,
Które by dobry rząd utrzymać chciało,
Przecież gardziło sobą rządzącemi
I na jedynym losie polegało.
A Bóg by wszystko powierzył losowi,
Losowi, który tak łatwo pobłądzi!
Poszłoby zatem, żeby był (któż powić?)
Taki rząd w świecie, jaki los, co rządzi!
Nie płynie morzem okręt bez żeglarza,
I bez rolnika rola nie zrodziła,
Dom pustoszeje, gdy bez gospodarza
A świat by losu fałszywość rządziła?
Tajemną ścieżką w pośrodku nas chodzi
I rozporządza wszystkie ludziom lata;
Tych głębiej martwi, owym przykrość słodzi,
Karze i głaszcze Bóg - Gospodarz świata.
Co się w ciemnościach niedoszłej jaskini
Czołga i błąka, co wśród ziemi porze,
I co w powietrznej zamknęło się skrzyni,
I co w bezdennym łonie żywi morze,
Wszystko to ręka niewidoma wodzi,
Na wszystko patrzy niezmrużone oko.
A gdy w przepaściach oceanu brodzi,
Wraz na powietrzu znajdziesz Go wysoko.
A jeśli tak jest w porządku natury,
Że sami sobą władnąć nie możemy;
W nadprzyrodzonym porządku, a który
Pojmie to rozum, że sami chodziemy?
Kto może własną siłą dojść do słońca?
Kto z planetami na ich kręgu siędzie?
Kto firmamentu od końca do końca
Nieprzemierzoną rozległość przebędzie?
Nie może sama potrafić w to siła.
Nawet mówimy, że jest niepodobna,
Ażeby kiedy sama się wzmocniła,
Tak w porównaniu ciał niebieskich drobna.
A jakże człowiek przyrodzoną siłą
Nad swoją niskość tak się podnieść zdoła?
Żeby tam stanął, gdzie zgodą tak miłą
Wieczny Rzemieślnik nakręca te koła?
Jak przestronności Firmamentu panem
I niebios będzie? Jak sobie poradzi,
Jeśli nad jego zlitowana stanem,
Najwyższa siła go tam nie wysadzi?
Idź drogą twoją, jak idą mężowie,
Za blaskiem jakim, co ci się płomieni;
Bez tego światła, co się łaską zowie,
Nie wybłąkasz się spośród swoich cieni.
Bo nie tak ważna zasługa choć jaka,
By nieskończonych nagród wartą byta,
Sama to tylko łaska będzie taka,
Co z nią złączona, tak ją podrożyła.
Wszystkie twe kroki, gdzie idzie o cnotę,
Wszystkie dla nieba czynione skłonienia
Z Boga są: On jest, co czyni ochotę,
I co dopełnia roboty stworzenia.
Przez nieskończone sposoby cię wzywa,
Codziennie u drzwi serca twego czuje,
Miesza się wszędzie Opatrzność troskliwa -
A jakże powiesz, że twój Bóg próżnuje?