Płocha Sarneczko stroskana,
Trwożliwe nazbyt stworzenie!
Gdzież to lecisz obłąkana,
Przez knieje, góry, strumienie?
Sama zostawszy, bez matki,
Rzucasz się tylko po lesie:
Drżącą na smutne przypadki
Lada szmer trąca i niesie.
Szukasz dla siebie ochrony:
O, niebezpieczne w tej kniei!
Strzelec niejeden ze strony
Czeka cię w srogiej nadziei.
Ej! do tej umknij ustroni,
Jeżeli pragniesz być cała.
Tu cię zła napaść nie zgoni
Ani doścignie jej strzała.
Przytuliłaś aię z popłochu,
Gdzie ci życzliwa chęć radzi.
Śmielsza ty nieco w tym lochu:
Ale ostrożność nie wadzi.
Oto i u mnie skwapliwa
Broń, co uranić cię życzy...
Nie bój sie! litość prawdziwa
Okrutnej nie chce zdobyczy.